San Antonio Spurs nie mogli wymarzyć sobie lepszego rozpoczęcia bezpośredniej walki o mistrzowski tytuł. Pierwszy mecz wielkiego finału NBA od samego początku był jednak bardzo wyrównany, a goście na prowadzenie wyszli dopiero w samej końcówce czwartkowego spotkania. Heat po dwóch celnych osobistych Lebrona Jamesa co prawda byli blisko wyrównania stanu rywalizacji (88:90), ale niesamowitym akrobatycznym trafieniem na niespełna 6 sekund przed ostatnią syreną popisał się Tony Parker.
Francuz skompletował w sumie 21 punktów i 6 asyst, a 20 "oczek" i 14 zbiórek Tima Duncana okazało się równie kluczowe. Warto wspomnieć jeszcze, że Spurs w ciągu 48 minut stracili zaledwie cztery piłki!
Heat dwoili się i troili by pokonać w American Airlines Arena przyjezdnych z Teksasu, ale nawet triple-double LeBrona Jamesa nie pomogło. Czterokrotny MVP zapisał na swoim koncie imponujące 18 punktów, 18 zbiórek i 10 asyst, trafiając 7 z 16 rzutów z gry. Bardzo dobre wejście z ławki zanotował również Ray Allen, ale żeby nie było tak kolorowo - po raz kolejny posezonowego spotkania do udanych zaliczyć nie może Chris Bosh. Podkoszowy nie zachwycił, a dobitnie udowadniają to również statystyki - 6/16 z gry, 13 punktów, 5 zbiórek.
Podopieczni Gregga Popovicha pokonali ostatecznie Heat na trudnym terenie i objęli prowadzenie w serii do czterech zwycięstw, której stawką jest mistrzowskie trofeum! Kolejne spotkanie odbędzie się już w najbliższą niedzielę, również w Miami.
Miami Heat - San Antonio Spurs 88:92 (24:23, 28:26, 20:20, 16:23)
Heat: James 18, Wade 17, Bosh 13, Allen 13.
Spurs: Parker 21, Duncan 20, Ginobili 13.
Stan rywalizacji: 1:0 dla Spurs.