Po kolejnym przeciętnym sezonie w wykonaniu Budimpex-Polonii Przemyśl przyszedł czas prawdy i rozliczeń, także tych finansowych. W czerwcu zapadną decyzje o tym, czy zespół znad Sanu, który ligowy byt zapewnił sobie po zwycięskiej batalii w play out przeciwko SKK Siedlce, wystąpi na zapleczu PLK. Polonia musi spłacić zaległości finansowe sięgające 200 tys. złotych, w przeciwnym razie może nie otrzymać od PZKosz zgody na udział w rozgrywkach I ligi mężczyzn.
- Zaległości finansowe sięgają kilku miesięcy. Po raz ostatni wypłatę otrzymałem w lutym, pozostali zawodnicy są w podobnej sytuacji - mówi anonimowo jeden z zawodników "Przemyskich Niedźwiadków". Nie jest tajemnicą, że przyczyną problemów finansowych klubu z Podkarpacia było po części rozwiązanie umowy z firmą Budimpex - głównym sponsorem zespołu, którego wpływy stanowiły blisko 50 proc. budżetu sekcji. Według nieoficjalnych informacji sponsor wycofał się po konflikcie z Urzędem Miasta, który także w wydatnym stopniu wspiera przemyską koszykówkę.
Być może nadchodzące dni poprawią sytuację w klubie znad Sanu. Niebawem sternicy Polonii Przemyśl mają się spotkać z prezydentem i grupą potencjalnych sponsorów. Szanse na spłacenie długów i przystąpienie do rozgrywek są więc duże. - Wierzę, że do końca miesiąca koszykarze otrzymają to co im się należy i będziemy mogli zgłosić zespół do rozgrywek. Nie mam pretensji do Budimpexu, który i tak wiele nam pomógł, podobnie jak miasto. Sytuacja, w której się znaleźliśmy była trudna, ale mam nadzieję, że wszystko potoczy się po naszej myśli - zapewnia Adam Lisowiec, prezes Polonii Przemyśl.
Nieco inne zdanie na ten temat mają sympatycy przemyskiego klubu. - Problemem wbrew pozorom nie są zaległości finansowe. Trudno jest określić zadłużenie całej sekcji, ale należy przyznać prezesowi Lisowcowi, że odkąd przejął klub, ten zredukował dług w istotny sposób. Jeszcze nie tak dawno sięgał on blisko 2 mln złotych. Obecnie jest znacząco niższy. Prawdziwy problem to jednak brak pomysłu na zarządzanie klubem. W Przemyślu nie istnieją pojęcia PR czy marketing. Działacze i kibice muszą przestać żyć historią i sukcesami z lat 90-tych, kiedy to klub sięgał po medale mistrzostw Polski. To były inne czasy i inny budżet. Bazar stanowiący lwią część wpływów do klubowej kasy nie funkcjonuje już tak jak dawniej, ale wciąż jest istotnym elementem. Miasto pomaga jak może, ale samo jest zadłużone i ma inne ważniejsze problemy jak np. wysokie bezrobocie. Nie oznacza to jednak, że klub jest pozostawiony samemu sobie. W Przemyślu jest wiele firm, które byłyby w stanie wyłożyć dobre pieniądze na koszykówkę, tym bardziej, że u nas bardzo dobrze pracuje się z młodzieżą. Dowodem na to może być wicemistrzostwo Polski młodzików do lat 13, których prowadzi była ikona przemyskiego klubu Daniel Puchalski. Problemem klubu jest brak odpowiedniej infrastruktury. Przemyska hala jest już lekko przestarzała, a nowy projekt od lat leży w biurkach urzędników. Szkoda, bo potencjał marketingowy klubu jest spory. W dodatku Przemyśl to miasto koszykarskie, co potwierdza dobra frekwencja na trybunach - zapewnia anonimowo osoba blisko związana z przemyskim klubem.