Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. III
Michael Jordan całe dzieciństwo i młodość podporządkował temu, żeby w przyszłości zostać zawodowym sportowcem. 19 czerwca 1984 roku w nowojorskiej Madison Square Garden jego marzenie się spełniło.
Po trafieniu do Byków "Air" powiedział: - Mam nadzieję, że szybko wkomponuję się w drużynę. Z Ennisem Whatley'em grałem w koledżu i nie mogę się doczekać, kiedy znów zagramy razem. Liczę, że przydam się zespołowi i naprawdę nie ma dla mnie znaczenia, na jakiej pozycji przyjdzie mi występować. Mogę być niskim skrzydłowym lub rzucającym obrońcą i postaram się sprostać wymaganiom trenera.
Możliwość wyboru w drafcie Michela Jordana była dla działaczy Chicago Bulls niczym złoty los na loterii. O ile można zrozumieć, że Houston Rockets zdecydowali się postawić na miejscowego olbrzyma, Hakeema Olajuwona, o tyle włodarze Portland Trail Blazers za pozyskanie z "dwójką" Sama Bowiego są krytykowani po dziś dzień. "The Dream" korzystając z półtorarocznej nieobecności "MJ'a" na parkietach NBA poprowadził Rakiety w sezonach 1993/94 oraz 1994/95 do dwóch mistrzostw z rzędu, natomiast Bowie często walczył z kontuzjami, nigdy nie wybił się ponad przeciętność i nawet ani razu nie dane było mu zagrać w meczu gwiazd. - Myślę, że wszyscy doskonale wiedzieli, że Michael to niesamowicie utalentowany zawodnik, a jego pierwszy rok na parkietach ligi zawodowej pozwalał sądzić, że stanie się on zawodnikiem absolutnego topu. Bowie nie należał jednak do ciamajd, a w swoim debiutanckim sezonie w Portland pokazał, że drzemie w nim spory potencjał i jest graczem doskonale pasującym do układanki. Był takim odpowiednikiem Tima Duncana w tamtych czasach. Wówczas sądzono, że zarówno Byki, jak i Świetliste Smugi dokonały słusznych wyborów. Chicago miało supergwiazdę, wokół której mogło mozolnie budować drużynę, a Portland zawodnika, który z miejsca wpasował się w istniejący kolektyw. Działacze Trail Blazers dopiero po trzech latach zrozumieli, że popełnili straszny błąd. Wtedy gwiazda Michaela Jordana zaczynała świecić pełnym blaskiem, a Sam Bowie leczył kolejne kontuzje, które uniemożliwiały mu pokazanie pełnego wachlarza umiejętności – wyjaśnia Filip Bondy, autor książki pt. "Jak draft w 1984 roku na zawsze zmienił koszykówkę". - Trzy najgłośniejsze drafty w historii NBA miały miejsce w latach 1984, 1996 oraz 2003. Ja jednak uważam, że z tym pierwszym nie może równać się żaden inny, gdyż tamten miał największy wpływ na to, jak teraz wygląda liga. Wtedy do NBA nie tylko dołączył Michael Jordan, ale rządy w lidze objął nowy komisarz, a wraz z nim ustanowiono nowy salary cap oraz podpisano nowy kontrakt na transmisje telewizyjne - dodaje Bondy.
Gdy dziewięcioletni Michael Jordan rozpaczał po porażce Stanów Zjednoczonych ze Związkiem Radzieckim w finale igrzysk olimpijskich w Monachium, mieliśmy do czynienia z jednym z największych skandali w historii basketu. Amerykanie przez całe spotkanie nie byli w stanie utrzymać bezpiecznej przewagi, ale na trzy sekundy przed końcem pojedynku prowadzili 50:49 i wydawało się, że już tylko cud pozwoli przeciwnikowi na zwycięstwo lub doprowadzenie do dogrywki. Gdy zegar zakończył odliczanie regulaminowego czasu gry, a koszykarze ZSRR nie zdołali trafić piłką do kosza, ekipa zza oceanu zaczęła świętować zdobycie złota. Radość ta była jednak przedwczesna, gdyż po chwili sędziowie podjęli decyzję o cofnięciu zegara o trzy sekundy ze względu na nieprzyznanie rywalom time-outu, o który wcześniej prosili. Rosjanie wznowili grę, ale po raz kolejny nie zdobyli punktów. Komuś wyraźnie zależało jednak na porażce USA i czas gry ponownie został cofnięty o trzy sekundy. Jako przyczynę podano zbyt wczesne uruchomienie zegara w poprzedniej akcji. Trzeciej szansy drużyna Związku Radzieckiego nie zmarnowała i za sprawą celnego rzutu Aleksandra Biełowa pokonała Amerykanów 51:50. "Jankesi" w geście protestu nie odebrali srebrnych medali.