Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. I

W latach 80. i 90. minionego stulecia za sprawą Michaela Jordana niemal na całym świecie panował prawdziwy boom na basket, a rzucającym obrońcą Chicago Bulls chciał być co drugi dzieciak na podwórku.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski

"MJ" koszykarskie rzemiosło opanował do perfekcji, sięgając z Bykami po sześć tytułów mistrza NBA, a z reprezentacją Stanów Zjednoczonych po dwa złote medale olimpijskie. Indywidualnie z między innymi dziesięcioma koronami króla strzelców, pięcioma tytułami MVP sezonu zasadniczego, sześcioma nagrodami MVP finałów oraz czternastoma występami w All-Star Game "Jego Powietrzność" do dnia dzisiejszego nie ma sobie równych na kartach historii ligi zawodowej.

Michael Jordan to nie tylko wybitny sportowiec, ale również ikona popkultury. "Air" zagrał siebie w kilku filmach, a największy rozgłos przyniósł mu występ w produkcji "Kosmiczny Mecz" u boku... Królika Bugsa. Po dziś dzień jest flagową twarzą firmy Nike, a kontrakty z producentem odzieży oraz sprzętu sportowego przyniosły mu fortunę nieporównywalnie większą do tej, którą zarobił na parkietach NBA.

Setki milionów dolarów na koncie nie zmieniły jednak podejścia Mike'a do sportu, które towarzyszyło mu od dzieciństwa. "MJ" po raz pierwszy zakończył koszykarską karierę w 1993 roku, kiedy po trzech kolejnych tytułach z Bykami i tragicznej śmierci ojca postanowił poświęcić się baseballowi. Miłość do pomarańczowej piłki okazała się jednak silniejsza i kilkanaście miesięcy później ponownie czarował kibiców NBA swoją grą. Po zakończeniu sezonu 1997/98 i trzech mistrzostwach ligi zawodowej z rzędu Michael po raz kolejny powiedział "pas", lecz "swędzące" dłonie pozwoliły wytrwać mu na emeryturze zaledwie dwa sezony. Ostatnia przygoda Jordana z zawodową koszykówką, tym razem w drużynie Washington Wizards, nie była już tak owocna i trwała tylko dwa lata, ale nie pozostawiała złudzeń, że król basketu znacznie bardziej od zielonych banknotów kocha adrenalinę, którą wyzwala u niego rywalizacja na parkiecie.

Gdy 17 lutego 1963 roku na nowojorskim Brooklynie przyszło na świat czwarte z piątki dzieci Jamesa i Deloris Jordanów, Michael Jeffrey, nikt nie spodziewał się, że dwadzieścia jeden lat później szeregi NBA zasili czarnoskóry zawodnik o wzroście 198 centymetrów, którego po dziś dzień uważa się za najlepszego gracza w historii koszykówki. - Pewnego dnia Bóg postanowił stworzyć koszykarza doskonałego. Uczynił go niezbyt bogatym, żeby w przyszłości mógł zarobić fortunę i nazwał go Michael Jordan - mówił w 1990 roku ojciec "Jego Powietrzności".
fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com
Jak "MJ" był jeszcze małym brzdącem, rodzina Jordanów przeniosła się do niewielkiego Wilmington w stanie Północna Karolina. Basket nie był pierwszą miłością Michaela. "Air" jako uczeń szkoły podstawowej ponad wszystko wielbił baseball, a futbol i koszykówka w jego sportowej hierarchii zajmowały ex aequo drugie miejsce. Młodzieńcze lata króla basketu stały również pod znakiem rywalizacji ze starszym o rok bratem Larrym, który przez długi czas wydawał się być bardziej utalentowanym sportowcem. - Na przydomowym podwórku graliśmy w baseball przy użyciu piłki tenisowej i stoczyliśmy z Michaelem niezliczoną ilość pojedynków. Zawsze graliśmy dopóki nie wygrałem, dlatego bardzo często cała zabawa kończyła się bójką - wspomina Larry.

Jordanowie obok domu mieli również boisko do koszykówki, więc i na nim toczyły się starcia, w których górował starszy z braci. Gdy Michael miał dwanaście lat, a Larry trzynaście, trener szkolnej drużyny baseballowej zaproponował im dołączenie do zespołu koszykarskiego. Basket zawładnął sercem "MJ'a" na dobre. Młody zawodnik zapragnął kontynuować przygodę z tym sportem w szkole średniej Emsley A. Lane, ale jako pierwszoroczniak z uwagi na zbyt niski wzrost nie został przyjęty do drużyny. "Air" jednak się nie załamał, ciężko trenował i w ciągu dwunastu miesięcy urósł kilkanaście centymetrów, więc w drugiej klasie liceum nie mogło już go zabraknąć na parkiecie. W tamtym czasie Michael był już wyższy od Larry'ego i powoli stawał się lepszym od niego zawodnikiem. - W ogólniaku przez rok graliśmy w jednej drużynie i to właśnie podczas tego sezonu jego gra wskoczyła na poziom nieosiągalny dla innych - opowiada starszy brat "Jego Powietrzności". - Po boisku biegało jednocześnie pięciu graczy jednej drużyny, ale "MJ" mógł grać na wszystkich pozycjach. Ludzie na każdym kroku pytali mnie, czy mi to nie przeszkadza, ale ja zawsze odpowiadałem, że nie, gdyż przez cały czas stałem obok i widziałem jak ciężko pracował na wszystko, co osiągnął.

Zadatki na genialnego koszykarza nie były jednak atutem, dzięki któremu Michael mógł liczyć na specjalne względy u rodziców. - Zawsze powtarzałam naszym dzieciom: "każde z was otrzymało dar od Boga i tylko od was zależy, co z tym zrobicie" - mówi mama najlepszego koszykarza wszech czasów. - Każde moje dziecko było utalentowane, ale każde również było inne. Michael miał predyspozycje do gry w koszykówkę, Larry przy użyciu swoich rąk potrafił tworzyć cuda, a nasz najstarszy syn służył w armii i posiadał zdolności przywódcze.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×