Ideą jest większa wszechstronność - rozmowa z Piotrem Dunin-Suligostowskim, Generalnym Menedżerem Wisły Can Pack Kraków

Biała Gwiazda ma za sobą dość nieudany okres. Teraz jednak, będąc w nowym składzie spróbuje odzyskać dawny blask i ponownie zagościć na topie.

Adam Popek
Adam Popek

Adam Popek: Od zakończenia sezonu minęły ponad dwa miesiące. Przypuszczam, że był czas uczynić rachunek sumienia i pozostaje chyba na bazie porażki zbudować sukces?

Piotr Dunin-Suligostowski: Tak, nazwijmy to rachunkiem sumienia. Znaleźliśmy czas, by całość przemyśleć, dokonać analizy. Z niepowodzeń należy wyciągać wnioski. Staraliśmy się określić przyczyny, które legły u podstaw niepowodzeń. Jako najpoważniejszą trzeba wskazać moim zdaniem brak właściwych relacji wewnątrz drużyny - brak "chemii". Mechanizm nie zafunkcjonował. Dysponowaliśmy grupą bardzo dobrych zawodniczek, których zsumowany potencjał pozwalał myśleć o sukcesach. Rzeczywistość natomiast boleśnie zweryfikowała nasze oczekiwania. Oprócz bardzo udanych występów, m in. przeciwko Spartakowi Moskwa w Krakowie i Bourges Basket czy Rivas Ecopolis w Madrycie zagraliśmy zdecydowanie za dużo słabych meczów. Biorąc pod uwagę poprzedni sezon musieliśmy odejść od wcześniejszej polityki opartej bardziej na ewolucji w budowaniu drużyny, aniżeli rewolucji i dokonaliśmy czegoś, co niektórzy określają mianem "małej rewolucji". Można to określić rewolucją bo prawdą jest, że z koszykarek zagranicznych tylko dwóm zostały przedłużone kontrakty…

Analizując całokształt zmieniona została połowa składu.

- Dokładnie. Spore znaczenie odegrał przepis dotyczący przebywania na parkiecie przynajmniej dwóch Polek jednocześnie. Wobec tego chcieliśmy rozważnie skomponować ich zestaw. Niezwykle cieszy mnie transfer Agnieszki Szott-Hejmej. Już wcześniej zamierzaliśmy sprowadzić ją pod Wawel, ale dopiero obecnie sprawy znalazły szczęśliwy finisz. Myślę, że Agnieszka stanie się istotnym elementem kolektywu, szczególnie jeśli chodzi o krajową rywalizację. W Eurolidze nadal decydującą rolę odgrywają raczej zawodniczki zza granicy. Dlaczego? Tutaj należałoby dokonać głębszej analizy.

Trzeba by zweryfikować system szkolenia.

- Do tego zmierzam. Począwszy od zajęć z najmłodszymi, przechodząc przez kolejne etapy selekcji aż po późniejsze momenty kariery. Odpowiednie zaangażowanie w proces szkolenia, obecność wysokiej klasy trenerów już od początku procesu szkoleniowego pozwoliłyby wyodrębnić finalnie posiadanie co najmniej dobrych zawodniczek w skali europejskiej, a to z kolei zwiększyłoby szansę uniknięcia podobnych rozczarowań jak kilkanaście dni temu, kiedy nasza kadra narodowa nie sprostała Grecji. Niemniej nie odbiegając od tematu, przed rokiem postanowiliśmy zastosować rozwiązanie, wedle którego liczyliśmy na duży potencjał wąskiej grupy zawodniczek, zwłaszcza jednej - Tiny Charles. Druga bowiem Katie Douglas z powodu kontuzji wypadła nam z koncepcji. Pierwsze spotkania, zaraz po przyjeździe Tiny dawały pozytywne sygnały. Zrodziły się nadzieje, że rzeczywiście wniesie ogromne wsparcie dla całego teamu. Cóż, statystyki notowała fantastyczne. Zaliczyła parę świetnych gier, tyle że przede wszystkim na parkietach euroligowych. Niestety Tina nie zadziałała jako pasujący element układanki . Prezentowała nierówną formę. Europejskie puchary wyzwalały u niej dodatkową mobilizację, lecz ekstraklasa czy finały pucharu Polski totalnie rozczarowały. Oczekiwałem większego zaangażowania i większej wartości dodanej, którą powinna wnieść, szczególnie w rozgrywkach krajowych. Wydaje mi się, że podobnie uważała reszta naszych koszykarek. W większości przypadków swoje umiejętności często podporządkowywały właśnie Amerykance, wybierając opcje grania "na Tinę". W tej sytuacji pozostałe zawodniczki mogłyby zostać bardziej wszechstronnie wykorzystane, a nie były... W ślad za owymi doświadczeniami zrodziła się koncepcja skonstruowania składu, w którym zaistnieje szersza konkurencja i wymienność. Oby to przełożyło się na sukces, wzajemne korzyści. Na pierwszym miejscu musi być dobro drużyny jako całości.

Za przykład podam reprezentację Szwecji. Podczas czerwcowego Eurobasketu awansowała do rundy finałowej, będąc tam notabene blisko wyeliminowania Francuzek, późniejszego srebrnego medalisty, choć nie dysponowała gwiazdami światowego formatu.

- Kiedyś już powiedziałem, że same nazwiska nie zagwarantują wygranych. Nawet teoretycznie najmocniejszy roster w sporcie zespołowym musi być razem, musi współpracować ze sobą. Kompletując zawodniczki na nowy sezon wzięliśmy również pod uwagę nasze możliwości budżetowe. Przy, nie ukrywam, mniejszych środkach spróbowaliśmy zestawić drużynę, która powalczy o wysokie cele, czyli Mistrzostwo Polski i o awans do FinalEight 2014. Poszukiwaliśmy więc obwodowej, potrafiącej seryjnie trafiać z dystansu. Każdy kto zna realia kobiecego basketu wie jak trudno znaleźć właściwego kandydata spełniającego powyższe kryteria. Założyliśmy, że potrzebujemy amerykańską czarnoskórą podkoszową, a oprócz tego również rozważaliśmy przedłużenie umowy z Erin Phillips i tak się ostatecznie stało. Oczywiście Australijka legitymuje się jednocześnie brytyjskim paszportem, jednak przepisy FIBA przesądzają jednoznacznie, że przynależność reprezentacyjna decyduje o europejskości lub nieeuropejskości zawodniczki - Erin jest więc traktowana jako zawodniczka pozaeuropejska. Wobec tego pozyskanie Allie Quigley było niejako marzeniem - celem nadrzędnym. 27-latka akurat urodziła się w Stanach, ale ma obywatelstwo węgierskie, więc nie zabiera miejsca dla kogoś spoza Starego Kontynentu. Ważny krok to również przyjście Zane Tamane. Łotyszka jest jednym z najwyższych centrów, mierzy ponad dwa metry. Oby wspólnie z Jantel Lavender stworzyła silny duet. Ta ostatnia akurat może pełnić również rolę silnej skrzydłowej i tzw. piątki. Generalnie zależało nam aby zaistniała w zespole duża wymienność pozycji.

Do tego zmierzałem. Rozpatrując tylko wąską rotację tworzy się kilkanaście opcji zestawienia pierwszej piątki.

- Taka była idea! Klubu nie stać na ściągnięcie dwóch zawodniczek bardzo wysokiej klasy na każdą pozycję. Wobec regulaminu nakazującego grę w lidze dwóm Polkom posiadanie zbyt dużej liczby "stranieri" uchodziłoby za rzecz irracjonalną. Zatem mamy Erin, która jest w stanie przejąć obowiązki playmakera lub rzucającej. Za nominalne rozgrywające należy uznać Cristinę Ouvina i Paulinę Pawlak. Hiszpanka zdążyła udowodnić nieprzeciętne zdolności już w poprzednim sezonie. Potwierdziła je choćby w półfinale ME, gdy uzyskała 19 "oczek". Paulinę natomiast charakteryzuje duże doświadczenie. Poprzednie rozgrywki nie okazały się może zbyt udane w jej wykonaniu, ale poniekąd spowodowały to urazy. Teraz przy właściwym przygotowaniu z pewnością zostanie ważnym trybem w zespole. Allie Quigley świetnie spisuje się jako "dwójka" ale może również zagrać jako "trójka". Wspominana Szott-Hejmej, a także Justyna Żurowska zaś mogą wymiennie obsadzać pozycje skrzydłowych. Na temat samej strefy podkoszowej dyskutowaliśmy, ale nie można też zapominać o wsparciu ze strony Marty Jujki, wciąż jednej z najbardziej utalentowanych postaci swojego pokolenia w światku żeńskiego basketu. Pomimo ciężkich kontuzji, których doznała wierzymy, że teraz po zakończeniu rehabilitacji i pełnym powrocie do zdrowia okaże się mocnym ogniwem. Będziemy zatem świadkami nieco innej filozofii niż dotychczas. Nie zamierzam krytykować stylu preferowanego przez Jose Hernandeza, który korzystał raczej z wąskiego grona podopiecznych. Zresztą wielu trenerów przecież tak czyni. Jose w tym czteroletnim okresie wiele osiągnął z Wisłą Can-Pack. Trener Stefan Svitek, patrząc na to jak prowadził chociażby ekipę z Kosic jest zwolennikiem większej zmienności składu , dużej dyscypliny oraz trochę innej taktyki.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×