Kocham grać w Europie - wywiad z Danem Johnsonem, nowym środkowym AZS Koszalin

- Chciałbym po tych kilku miesiącach spędzonych w AZS być lepszym koszykarzem. Wiem, że nie będzie łatwo, ale w życiu nic nie przychodzi łatwo - mówi Dane Johnson, nowy center AZS Koszalin.

Michał Fałkowski: Dla koszykarzy amerykańskich, którzy zazwyczaj nie znają specyfiki ligi, do której trafiają, różne czynniki odgrywają ważną rolę przy podpisywaniu kontraktu z nowym klubem. Jak było w twoim przypadku?

Dane Johnson: Mój agent zbierał dla mnie oferty przez kilka tygodni. Od tych poważnych do mniej konkretnych. Aż wreszcie pewnego dnia powiedział, że prawdopodobnie nie ma już co liczyć na coś innego, na lepsze oferty. Wspólnie usiedliśmy i ostatecznie poradził mi, bym wybrał AZS Koszalin. Obaj zgodziliśmy się, że ten klub zaoferował mi najlepsze warunki.

Najlepsze warunki?

- Do rozwoju. Słyszałem, że polska liga jest dosyć mocna, więc sądzę, że mogę tutaj rozwinąć swoje umiejętności.

[b]

W AZS Koszalin grało wielu Amerykanów w przeszłości. Znasz któregoś?[/b]

- Nie, żadnego. Ze wszystkich zawodników, którzy grali w Polsce znam tylko Jerela Blassingame’a. Wiem, że wygrał mistrzostwo Polski. Znamy się, bo obaj mieszkamy w Nowym Jorku i parokrotnie spotykaliśmy się na różnych ligach letnich w Stanach Zjednoczonych.

Wiesz, że trafiłeś do klubu, który w zeszłym sezonie wywalczył brązowy medal mistrzostw Polski?

- Tak, dowiedziałem się o tym.

Na was, zespole sezonu 2013/2014, będzie ciążyła presja obrony tego sukcesu lub nawet jego poprawy. Mówi się jednak, że ciężej jest coś utrzymać, niż wywalczyć...

- Tak, zgadzam się z tym. Osiągnąć sukces jest trudno, ale zdecydowanie trudniej jest go obronić. Trzeba pokazać, że wcześniejsze zwycięstwo nie było przypadkiem. Kto jednak tego dokona, ten naprawdę może mówić o sobie, że jest wielki.

Grałeś w wielu krajach w swojej karierze: Portugalia, Turcja, Litwa, Liban, Ekwador. Co skłaniało cię do wybierania tak egzotycznych lig, jak libańska czy ekwadorska? Między nimi a rozgrywkami europejskimi musi być spora różnica...?

- Różnica rzeczywiście była, a ja wybierałem tak z różnych względów. Może trochę przez ciekawość, ale też zespoły, w których grałem, oferowały mi solidne kontrakty. Niczego nie żałuję, aczkolwiek muszę powiedzieć, że kocham grać w Europie, w której spędziłem jednak zdecydowaną większość mojej kariery. Gdybym mógł wybierać i gdybym zawsze dostawał oferty w Europie, tak naprawdę nigdy nie rozstawałbym się z nią.

Jesteś trochę typem globtrottera?

- Myślę, że można tak powiedzieć.

Chris Burgess, były koszykarz Stelmetu Zielona Góra, powiedział kiedyś, że jeśli może jeździć po całym świecie i grać w koszykówkę, a przy okazji zwiedzać, uczyć się języków, poznawać inne kultury, a na dodatek ktoś chce mu jeszcze za to płacić, to nie może spotkać go nic lepszego. Zgodzisz się z tym podejściem?

- Każdy gra według własnych reguł. Ja nie przeczę, że łączenie gry w koszykówkę i poznawanie obcych kultur nie sprawia mi przyjemności, ale chyba nie zdobyłbym się na aż takie sformułowanie. Każde miejsce, w którym byłem, dało mi jednak coś, co będę wspominał do końca życia.

[b]

Czego więc oczekujesz więc od gry w AZS Koszalin?[/b]

- Przede wszystkim chciałbym po tych kilku miesiącach spędzonych w AZS być lepszym koszykarzem. Wiem, że nie będzie łatwo, ale w życiu nic nie przychodzi łatwo, tak przynajmniej uważam. W każdej lidze, w której grałem, byłem pierwszy lub drugi w klasyfikacji zbiórek, więc chciałbym też powtórzyć to osiągnięcie w Polsce. Myślę też, że zbiórki i łatwe punkty spod kosza są tym, co mogę dać drużynie.

To może być wyjątkowy duet podkoszowy - ty i Darrell Harris, czterokrotny zwycięzca zbiórek w Polsce. Pytanie czy trener Zoran Sretenović znajdzie dość czasu na parkiecie dla was obu?

- To już pytanie do trenera, a nie do mnie. Ja rzeczywiście myślę, że możemy stanowić jeden z lepszych i bardziej skutecznych duetów w lidze!

Słyszałem, że w swoim życiu miałeś już kontakt z Polską. A właściwie z Polką...

- Tak! Kiedy byłem w dziesiątej klasie, historii Stanów Zjednoczonych uczyła mnie nauczycielka, która pochodziła z Polski. Bardzo miło wspominam tamte lekcje.

Nauczyła cię mówić czegoś w naszym języku? Ułatwiłoby to komunikację w nowym klubie.

- Nie, język polski jest bardzo trudny, z tego co słyszałem od niej, czy od Jerela. Niemniej jednak nie widzę problemu w tym, by trochę nauczyć się mówić w waszym języku. Moim ojczystym językiem jest jamajski angielski, następnie amerykański angielski, ale znam słownictwo każdego kraju, w którym grałem. Polska nie będzie wyjątkiem.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Komentarze (0)