Nie wierzyłem do końca, że znowu zagram w Polsce - rozmowa z Cezarym Trybańskim, zawodnikiem Polpharmy

Cezary Trybański w wielkim stylu powrócił do polskiej ligi po 11 latach przerwy. Nie udało mu się jednak uchronić Polpharmy Starogard Gdański przed porażką w Słupsku.

Michał Żurawski
Michał Żurawski

Michał Żurawski: Chyba nie tak wyobrażałeś sobie ten powrót do Polski? Pomimo ambitnego pościgu w czwartej kwarcie to Czarnych nie udało się wam już dogonić.

Cezary Trybański: Niestety się nie udało. Po meczu miałem okazję przyjrzeć się
statystykom i można zauważyć, że zawiodły nas rzuty z dystansu i półdystansu. Przy takiej skuteczności, jaką zaprezentowaliśmy ciężko myśleć o wygraniu meczu.

A jakie uczucia ci towarzyszyły, kiedy po raz pierwszy od 11 lat znów wybiegłeś na polski parkiet?

- Starałem się od wielu lat wrócić do kraju, ale nie udawało mi się to. Do pierwszego gwizdka tutaj w Słupsku nie wierzyłem w to, że zagram. Taka myśl towarzyszyła mi aż do momentu, kiedy trener zawołał mnie do siebie i zakomunikował, że wejdę na parkiet. Wtedy dotarło do mnie, że ponownie zagram w Polsce.

Mecz w Słupsku rozpocząłeś na ławce rezerwowych to była decyzja trenera czy może jakaś twoja niedyspozycja?

- To jest decyzja trenera, a ja dostosowuję się do jego systemu. To on odpowiada za wyniki. Zresztą podobnie jak ja myśli reszta zawodników. W poprzednich zespołach mogliśmy pełnić zupełnie inne role, ale teraz będziemy pełnić takie, jakich będzie wymagał od nas trener Budzinauskas.
Cezary Trybański w imponującym stylu powrócił na polskie parkiety / fot. Rosasport.pl Cezary Trybański w imponującym stylu powrócił na polskie parkiety / fot. Rosasport.pl
Twoje przyjście do Starogardu było jednym z hitów transferowych. Zważywszy na twoją przeszłość, oczekiwania wobec twojej osoby są dość duże.

- Nie przesadzajmy, że to był hit transferowy. Od kilku lat starałem się angaż w polskich klubach, ale nie dochodziło ostatecznie do podpisania kontraktu. Teraz się udało i bardzo cieszę się z tego, że jestem w Polpharmie.

Przed niedzielnym meczem zgodnie twierdzono, że wszystkie oczy będą zwrócone na ciebie. To wpływało jakoś na twoją motywację?

- Wydaje mi się, że to była taka typowa medialna nagonka, żeby po prostu prasa się lepiej sprzedawała.

Jak walczyło ci się z podkoszowymi Energi Czarnych? Szczególnie Garrett Stutz dał ci się we znaki.

- Walczyło się, tak jak w każdym meczu. Wiadomo, że nikt łatwo nie odpuści i nie będzie się przesuwał, żeby ułatwić mi zdobywanie punktów czy zbieranie każdej piłki. Walka była twarda, ale nie różniła się specjalnie niczym od tej w innych spotkaniach.

Zanotowałeś bardzo imponujące double-double. Z indywidualnego występu chyba jesteś zadowolony?

- Nie patrzę na swoje indywidualne statystyki. Wolałbym zdobyć mniej punktów, zebrać trochę więcej piłek i pomóc swojej drużynie wygrać. To nieporównywalnie ważniejsze od indywidualnych osiągnięć.

Fakt, że dysponowaliście w tym spotkaniu tylko jednym nominalnym rozgrywającym był dla was sporym problemem? Wiadomo, że jeden zawodnik nie może grać cały czas na pełnej intensywności.

- Zgadza się, ale stało się tak, jak się stało i nie możemy się poddawać. Musimy walczyć, ale wiem, że klub działa dość intensywnie w tej sprawie. Gramy na chwilę obecną tym kim mamy, ale jeżeli dojdzie do nas nowy gracz to jestem pewien, że szybko się wkomponuje w nasz zespół i znacząco nam pomoże.

Czy w kolejnych meczach Cezary Trybański będzie grał równie dobrze?

- Nie wiem, ciężko mi odpowiedzieć, ale niewątpliwie chciałbym. Dzisiaj powinienem przede wszystkim podziękować kolegom. Szukali mnie, dostarczali mi piłki, a ja po prostu starałem się to wykorzystywać.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×