J.P. Prince jest absolwentem uniwersytetu Tennessee. Ubiegły sezon spędził w tureckiej lidze, gdzie reprezentował barwy Mersin. Notował bardzo dobre statystyki - 12,5 punktu, 7,2 zbiórki i 2,3 asysty na mecz. Wydawało, że po tak dobrym sezonie znajdzie pracę w silnym klubie europejskim, tymczasem przyjechał do PGE Turowa Zgorzelec. Dlaczego zdecydował się na taki krok? - Wiele dobrego słyszałem o tej drużynie i myślę, że po dwóch tygodniach, które tutaj jestem to mogę potwierdzić, że bardzo dobrze wybrałem. PGE Turów to świetna drużyna, w której jest wielu dobrych koszykarzy, dobrze mi się tutaj z każdym współpracuje i na nic nie mogę narzekać - mówi nam amerykański skrzydłowy PGE Turowa.
Prince na razie wstrzymuje się ze wszystkimi porównaniami między polską ligą, a turecką. - Nie chcę porównać tych lig, ponieważ zagrałem dopiero jeden mecz w sezonie, ale nie uważam, że polska jakoś znacząco odbiegała od tureckiej. Tam rozegrałem kilka dobrych sezonów, ale chciałem coś zmienić i dlatego trafiłem tutaj - podkreśla Prince, który wystąpił w trzech meczach PGE Turowa.
Amerykanin trafił m.in. do Zgorzelca także dlatego, że potrafi grać na dwóch pozycjach - niskiego, jak i silniejszego skrzydłowego. Chociaż Prince preferuje grę na "trójce". - Lepiej czuję się na pozycji niskiego skrzydłowego, ale mogę też z powodzeniem grać na pozycji silnego skrzydłowego. Dostosuję się jednak do taktyki trenera - dodaje Prince.
Bardzo zadowoleni z tego transferu są także działacze klubu. - To bardzo dobry zawodnik, ale także świetny człowiek. Nie robi żadnych problemów. Aklimatyzacja jest o tyle łatwiejsza, że on jest bardzo pozytywnie do wszystkiego nastawiony i to nam pomaga. Wszystko jest niemal idealne na linii klub-Prince - twierdzi Grzegorz Ardeli, dyrektor sportowy PGE Turowa.