Kompletna deklasacja pod Wawelem - relacja z meczu Wisła Can Pack Kraków - MKS MOS Konin

Trener Stefan Svitek od dawna zabiegał o pełną koncentrację wśród swoich zawodniczek i prośby zostały wysłuchane. Efekt? Pokonanie najsłabszej drużyny ligi różnicą 78 punktów!

Kibice przy Reymonta wyrównane fragmenty oglądali jedynie na początku konfrontacji. Wówczas wiślaczki nie złapały rytmu, a rywalki zdołały trzykrotnie zaskoczyć je po przeciwnej stronie boiska. Potem szkoleniowiec Stefan Svitek dał wyraźny sygnał iż trzeba przyspieszyć. Na odzew specjalnie nie czekano. Zespół od razu zaczął bronić na całym parkiecie, wymuszając mnóstwo strat. Te z kolei stwarzały szanse przeprowadzenia szybkiego ataku.

Prym wiodła Jantel Lavender. Amerykanka tradycyjnie stanowiła istotny punkt całego kolektywu i sprawiała podkoszowym MKS-u dużo problemów. Między innymi dzięki niej nieco ponad minutę przed końcem pierwszej kwarty Biała Gwiazda wygrywała 18:9. Wynik generalnie nie oszałamiał, jednak późniejsze wydarzenia przeszły najśmielsze oczekiwania sympatyków wicemistrza kraju. Koszykarki wciąż forowały pressing, nie pozostawiając jakiejkolwiek swobody przyjezdnym. Te ostatnie sprawiały wrażenie bezradnych. W posiadaniu piłki wielokrotnie utrzymywały zaledwie parę sekund, nie wspominając już o czystych pozycjach strzeleckich.

Różnica klas uwidoczniała się aż nadto. Krakowiankom ewidentnie przypadła do gustu taka sytuacja. Kolejne "oczka" zdobywały Erin Phillips, Katarzyna Krężel czy Allie Quigley, która akurat nie wzięła udziału w spotkaniu z Rivierą Gdynia. Całą drugą "ćwiartkę" należało uznać za swego rodzaju ewenement. Koninianki bowiem ani razu podczas jej trwania nie trafiły do kosza! Miejscowe natomiast czyniły to notorycznie, efektem czego przerwę spędziły prowadząc 50:9! Właściwie brakowało słów żeby opisać ten fakt. Podopiecznym Tomasza Grabianowskiego musiało być po prostu wstyd. Ich skuteczność oscylowała wokół trzynastu procent.

Katarzyna Krężel i jej koleżanki miały pełną kontrolę nad tym co działo się na parkiecie. Polka zdobyła 16 punktów.
Katarzyna Krężel i jej koleżanki miały pełną kontrolę nad tym co działo się na parkiecie. Polka zdobyła 16 punktów.

Impas został przerwany w połowie… trzeciej odsłony za sprawą Marty Libertowskiej. Tyle, że w międzyczasie ulubienice publiczności zanotowały 41 "oczek" pod rząd, więc starania ekipy z Wielkopolski ciężko nawet przychodziło traktować w kategorii nagrody pocieszenia. Wisłę warto pochwalić za podejście. Szybko mogła spuścić z tonu i jedynie wyczekiwać końcowej syreny, tymczasem zachowała koncentrację. Coś czego parokrotnie w dotychczasowych bojach brakowało, zwłaszcza gdy naprzeciwko stał teoretycznie słabszy oponent. Ciężar ataków przejmowały różne postaci. Swoje zrobiły Zane Tamane oraz Justyna Żurowska. Partnerki wspomogła też nominalna rezerwowa, Marta Jujka.

Beniaminek oprócz mizernego dorobku popełnił aż 34 straty, dokładając jedynie trzy asysty. O tym, iż ofensywa sprawia mu problemy mówiło się od dawna, lecz środowy występ bez wątpienia musi wymazać z pamięci. Nie pokazał nic co mogłoby przemawiać za jego dłuższym zadomowieniem się pośród ekstraklasowego towarzystwa.

Wisła Can-Pack Kraków - MKS MOS Konin 97:19 (23:9, 27:0, 27:4, 20:6)

Wisła: Lavender 18, Krężel 16, Quigley 16, Tamane 11, Żurowska 10, Jujka 8, Szott-Hejmej 7, Ouvina 4, Phillips 4, Czarnecka 3, Pawlak 0.

MKS: Kritscher 4, Płóciennik 4, Krzyżaniak 3, Harris 2, Libertowska 2, Paździerska 2, Szemraj 2, Gurzęda 0, Kaja 0, Kuras 0, Mańkowska 0, Motyl 0.

Źródło artykułu: