Wygrana nad AZS bez znaczenia - Stabill Jezioro nadal dołuje

Zwycięstwo nad AZS Koszalin wlało nadzieję w ekipę Stabill Jeziora Tarnobrzeg. We Włocławku jednak Anwil nie pozostawił najmniejszych złudzeń, który zespół jest obecnie w formie, a który w rozsypce.

Dla kibiców Stabill Jeziora Tarnobrzeg mecz z AZS Koszalin był niczym dotknięcie czarodziejskiej różdżki. Po pięciu bardzo słabych spotkaniach i pięciu porażkach, drużyna okazała się lepsza od AZS Koszalin. Zawodnicy Arkadiusza Papki nie tyle co wygrali w tamtym spotkaniu, co po prostu zdemolowali rywala prowadząc momentami różnicą ponad 20 punktów (ostatecznie 95:78).

Zwycięstwo nad koszalinianami wydawało się być zatem dobrym prognostykiem przed kolejnymi spotkaniami. Jak się jednak okazało, nic bardziej mylnego. W swojej hali Anwil Włocławek zagrał tak skutecznie, jak Stabill Jezioro przed tygodniem, zaś ekipa z Podkarpacia była nieefektywna niczym wspomniany wcześniej AZS.

- Przed meczem wydawało mi się, że chłopcy są bardzo zdeterminowani. Wszyscy powtarzali, że podchodzą do tego spotkania z identycznym nastawieniem, jak do starcia z AZS, więc myślałem, że tak jest. Przez chwilę miałem nawet koncepcję, żeby na ten mecz przyjechać tego samego dnia, by w jakiś sposób dodatkowo pobudzić drużynę. Ostatecznie jednak z tego zrezygnowałem, bo wszyscy podkreślali, że podchodzą do Anwilu z taką samą determinacją, jak do pojedynku z koszalinianami - mówił trener Stabill Jeziora.

Niestety dla przyjezdnych, determinacja i konsekwencja w ich grze zakończyła się niemalże tuż po pierwszym podrzucie. Anwil łatwo przejął kontrolę nad wydarzeniami na parkiecie i szybko zbudował sobie wysoką przewagę. We wcześniejszym spotkaniu, przeciwko AZS, tarnobrzeżanie do przerwy mieli 55 procent skuteczności z gry (18/33) i popełnili tylko siedem strat. W Hali Mistrzów licznik efektywności spadł do zaledwie 39 procent (11/28), a strat było 11. Słusznie trener Papka podkreślał po meczu, iż jego podopieczni zaprezentowali się zatem tak, jak na początku sezonu. Gdy przegrali pięć razy z rzędu.

[i]

- Naszym problemem było właśnie przespanie początku meczu. Anwil zagrał bardzo agresywnie, punktował łatwo w z kontraktu, a my z kolei męczyliśmy w swoim ataku. Mam wrażenie, że źle podeszliśmy do tego meczu zbyt luźno i zamiast grać, chodziliśmy po parkiecie[/i] - tłumaczył Marcin Nowakowski, playmaker zespołu. - Życzyłbym sobie, by moi koszykarze cały czas grali tak, jak w tej części drugiej połowy, gdy zaczęliśmy odrabiać straty - dodawał natomiast trener.

Od stanu 38:62, Stabill Jezioro doprowadziło w pewnym momencie nawet do wyniku 67:76. Pytanie tylko, czy to wynikało przede wszystkim ze zmiany ich stylu gry, czy może z tego, że im bliżej było końca meczu, tym włocławianie grali tak, aby wygrać mecz jak najmniejszym nakładem sił. Gracze Anwilu po meczu byli zgodni - zależało im przede wszystkim na zwycięstwie, a nie na jak największych jego rozmiarach.

Ogółem, swoją agresywną postawą w ataku, Anwil obnażył problemy Stabill Jeziora: brak konsekwencji czy słabą defensywę. Problemy, które mogą być jeszcze bardziej uwypuklone w kolejnej kolejce - tarnobrzeżanie zmierzą się na wyjeździe z mistrzem Polski, Stelmetem Zielona Góra. Póki co zespół Papki zajmuje 11. miejsce w tabeli z bilansem 1-6.

[b]Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

[/b]

Źródło artykułu: