Michał Żurawski: Hala Gryfia była do tej pory miejscem, gdzie nikomu nie udało się wygrać. Wy wywieźliście stąd dwa punkty i chyba takie zwycięstwo podwójnie was cieszy?
Seid Hajrić: W Słupsku odkąd pamiętam zawsze ciężko się grało, a od momentu, kiedy ich trenerem jest Andrej Urlep, którego doskonale znam, gdyż współpracowałem z nim we Włocławku, to jest chyba jeszcze trudniej. Wiem, że wymaga on zawsze od swoich zawodników obrony, obrony i jeszcze raz obrony. W tym meczu również pokazali, że są dobrą drużyną, która będzie liczyła się w walce o czołowe miejsca. My jednak zagraliśmy bardzo dobrze w obronie, a na parkiecie daliśmy z siebie 150% i udało nam się wygrać ten mecz.
Czy dużym ułatwieniem było dla was to, że w Enerdze Czarnych zabrakło Garretta Stutza?
- Oczywiście nigdy nie życzę nikomu kontuzji, bo sam wiem, jak to jest zmagać się z urazem i mogę powiedzieć, że to na pewno nic przyjemnego. Jednak nie mogę zaprzeczyć, że jego brak bardzo ułatwił nam grę pod koszem. Garrett jest bardzo dużym, silnym zawodnikiem, który ma spory wachlarz zagrań, dlatego Czarni z pewnością odczuli jego absencję. Mimo tego, że jego na parkiecie nie było to przegraliśmy dość wyraźnie zbiórkę, ale na szczęście nie miało to wpływu na końcowy wynik. Tak jak wspomniałeś wcześniej jest to dla nas podwójne zwycięstwo.
Przed meczem sporo mówiło się o tym, że faktycznie ten mecz jest tym za cztery punkty. Nie wiem, czy zgodzisz się ze mną, ale to spotkanie chyba nie stało na najwyższym poziomie? Szczególnie w jego pierwszej połowie.
- W tym meczu od samego początku do końca była duża nerwówka. Obie drużyny popełniały proste i dość niepotrzebne straty, jak na przykład podania w aut. Wiadomo, że bardzo chcemy, ale czasami taka presja czy dodatkowy stres jaki towarzyszy tego typu spotkaniom nieco wiąże ręce i to było właśnie bardzo widoczne. Teraz jednak cieszymy się z tej wygranej i w radosnych nastrojach będziemy wracać do domu.
Do tej pory ta wasza grała przypominała nieco sinusoidę. Były trzy zwycięstwa, później trzy porażki, ale teraz odnieśliście już czwartą wygraną z rzędu i chyba to wszystko idzie we właściwym kierunku?
- Oczywiście, że powoli wszystko zmierza w kierunku, w którym w powinno. Mógłby nas jeszcze tylko opuścić pech, który nas prześladuje od początku sezonu. Mam tutaj na myśli oczywiście te felerne kontuzje Piotrka Pamuły czy Paula Grahama. Jest nas tylu, ilu jest i staramy się w każdym meczu dać z siebie wszystko, aby Anwil zwyciężał.
Wspomniałeś o kontuzjach. Czy fakt, że gracie w takiej wąskiej rotacji sprawia, że w waszych szeregach jest zwiększona mobilizacja? Bo chyba każdy, który jest na parkiecie musi dać z siebie jeszcze więcej niż maksimum.
- Pewnie, że skoro nas jest mniej to musimy grać na większej intensywności, przez co każdy z nas musi dać choćby 10% więcej niż to jego maksimum. Cieszy mnie jednak fakt, że w każdym ze spotkań pokazujemy waleczność, charakter i mimo tych przeciwności losu walczymy, jak widać z całkiem niezłym skutkiem.
Chciałbym teraz chwilę z tobą porozmawiać o poziomie w naszej lidze. Ostatnio jest to tematem wielu dyskusji. Ty grasz w tej lidze już dobrych kilka lat i moje pytanie brzmi, jak oceniasz jej poziom? Czy twoim zdaniem na przestrzeni lat on się podnosi czy może jednak spada?
- Pamiętam swoje pierwsze lata, kiedy przyszedłem do Włocławka. Wtedy już przed rozpoczęciem sezonu każdy wiedział, że mistrzem będzie Asseco i nikt nawet nie próbował z tym dyskutować. Wiadomo było, że liczyć będą się również Turów i Anwil, a także kilka innych zespołów było pewniakami do gry w play-offach. Teraz liga jest znacznie bardziej wyrównana i nie ukrywam, że podoba mi się ona teraz o wiele bardziej niż wówczas, kiedy przychodziłem do Polski. Myślę, ze polska liga wcale nie jest taka słaba, jak wielu twierdzi. Każdy z każdym walczy, każdy może pokonać każdego i wydaje mi się, że to jest właśnie fajne.
Właśnie w tym sezonie ten ścisk w tabeli jest bardzo duży i jedno czy dwa spotkania mogą decydować o drastycznym przesunięciu się w górę, bądź też dół tabeli.
- Dokładnie, dlatego walka jest moim zdaniem znacznie większa aniżeli kilka lat wcześniej. Dodatkowo od jakiegoś czasu wprowadzono etap szóstek, co także bardzo mi się podoba. Kiedyś tego nie było, przez co liga trwała znacznie krócej, a wiadomo, że nam zawodnikom chodzi o to, żeby grać jak najwięcej, bo to przecież nasza praca, ale jednocześnie pasja.
Teraz przed wami trudne spotkanie z Rosą. Zespołem nieobliczalnym, bo potrafią zagrać świetnie, ale także kompletnie przejść obok meczu. Uważasz, że uda wam się podtrzymać serię zwycięstw?
- Nie należę do tego typu zawodników, którzy będą wypowiadali się o tym, co będzie. Na pewno jednak musimy w tym spotkaniu walczyć, tak jak we wszystkich poprzednich. Wtedy Rosie na pewno z nami nie będzie się grało łatwo, a jeżeli damy z siebie po raz kolejny wszystko to myślę, że mamy duże szanse na zwycięstwo. Mam nadzieję, że nasi kibice w Hali Mistrzów pomogą nam i swoim dopingiem poniosą nas do jeszcze lepszej gry. W zespole z Radomia gra moich kilku bardzo dobrych znajomych, jak Robert Witka czy Łukasz Majewski. Na pewno więc czeka nas ciężki mecz.