NBA: Warriors lepsi w derbach Kalifornii

[tag=820]Golden State Warriors[/tag] nieznacznie lepsi od [tag=824]Los Angeles Clippers[/tag] w derbach Kalifornii (105:103). Tymczasem mistrzowie NBA pokonali na wyjeździe Los Angeles Lakers 101:95.

W Oracle Arena nie było świątecznej atmosfery. Wiele starć, przepychanek, szturchnięć a nawet wykluczeń towarzyszyło meczowi Warriors z Clippers. Spotkania nie dokończył chociażby Blake Griffin, lider LAC, który za dwa przewinienia techniczne opuścił plac gry na początku czwartej kwarty.

Wojownicy pokazali tego dnia wielki charakter. Przegrywając na początku wzięli się do pracy i zanotowali kapitalny finisz. Niesamowite rzuty trafiał Stephen Curry, a w ostatniej sekundzie kluczowy blok na Chrisie Paulu zanotował Klay Thompson.

Thompson i David Lee zgromadzili po 23 punkty dla zwycięzców. CP3 zdobył 26 oczek i rozdał 11 asyst dla przegranych, którzy polegli dopiero w dziewiątym meczu tego sezonu.

Bożonarodzeniowe starcie w Staples Center miało być pojedynkiem dwóch wielkich gwiazdorów. Niestety kontuzja Kobe Bryanta nie pozwoliła na to. Tym samym LeBron James i spółka mieli ułatwione zadanie, choć pokonanie Jeziorowców nie przyszło im łatwo.

- Bez Kobego to nic specjalnego - przyznał James, który po ostatniej syrenie wymienił uściski ze swoim starszym kolegą po fachu. 19 punktów lidera Heat, którego wspomagał duet Chris Bosh - Dwyane Wade wystarczyły do odniesienia szóstej wygranej z rzędu nad Lakers.

Gospodarze w pierwszej połowie nadawali ton wydarzeniom na parkiecie. Jeszcze w czwartej kwarcie było remisowo, lecz ostateczne słowo należało do przyjezdnych. Jeziorowcom nie pomogło nawet 14 trójek.

Nick Young wywalczył 20 punktów dla Lakers, z kolei Pau Gasol zanotował double-double w postaci 13 punktów i 13 zbiórek. Ozdobą spotkania były dwa niezwykle efektowne wsady Jamesa - szczególnie drugi kiedy wykorzystał podanie Wade'a od tablicy.

W San Antonio znów lepsi koszykarze Houston. Derby Teksasu w AT&T Center po raz drugi w tym sezonie dla Rakiet, które tym razem triumfowały 111:98.

Goście rozpoczęli od niesamowitej serii trójek obciętego na zapałkę Chandlera Parsonsa, dzięki czemu prowadzili po pierwszej kwarcie aż 40:25. Ostrogi szybko zredukowały deficyt, ale nie miały już odpowiedzi na Jamesa Hardena. Leworęczny brodacz 16 ze swoich 28 punktów wywalczył w czwartej, decydującej kwarcie. Lider Rockets trafił za trzy, penetrował i skutecznie rzucał nawet pod presją obrońców.

- Możemy być dobrzy. To oczywiście proces, lecz z każdym dniem stajemy się lepsi. Kiedy jednak tak dobrze bronimy, zbieramy i biegamy do kontrataków, to ciężko nas pokonać - przyznał Parsons, autor 21 punktów.

Oczko zgromadził także Terrence Jones, który zanotował również 14 zbiórek. Dwight Howard do 15 oczek dołożył z kolei aż 20 zbiórek. Wśród pokonanych najlepiej spisał się Manu Ginobili - 22 pkt.

Wyniki:

Los Angeles Lakers - Miami Heat 95:101
(Young 20, Meeks 17, Henry 14 - Bosh 23, Wade 23, James 19)

San Antonio Spurs - Houston Rockets 98:111
(Ginobili 22, Leonard 13, Duncan 11 - Harden 28, Parsons 21, Jones 21)

Golden State Warriors - Los Angeles Clippers 105:103
(Thompson 23, Lee 23, Curry 15 - Paul 26, Griffin 20, Crawford 19)

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas

Komentarze (1)
avatar
heat_rays_fan
26.12.2013
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
ale zajebiaszcze stroje Miami, musze upolowac sobie taka koszulke Wade'a :) po za tym piekny alley o deche z Lebronem, super swieta :)