Danny Gibson: Nie wiem, gdzie się podziała nasza energia
Twarda obrona przeciwko Danny'emu Gibsonowi była jednym z kluczowych elementów taktycznych Anwilu Włocławek na mecz ze Śląskiem Wrocław. Efekt? Amerykanin zdobył tylko cztery punkty.
- Anwil Włocławek zagrał ten mecz z wielką energią. Na pewno nakręcił ich ten tłum kibiców, który głośno wspierał ich od pierwszej minuty spotkania. Jak ma się takie wsparcie to zawsze gra się łatwiej i Anwil wyraźnie złapał wiatr w żagle już na samym początku meczu - mówił Danny Gibson, amerykański rozgrywający Śląska Wrocław po porażce z Anwilem Włocławek.
Przygotowania Rottweilerów do meczu z odwiecznym rywalem odbywały się pod kątem maksymalnego ograniczenia dwóch koszykarzy: Roberta Skibniewskiego oraz Gibsona właśnie. To na grę tej dwójki trener Milija Bogicević zwracał największą uwagę i uczulał swoich koszykarzy, że zatrzymanie obu zawodników mocno ograniczy wachlarz możliwości wrocławian w ataku.
Anwil prowadził niemalże od pierwszej do ostatniej minuty, choć na początku czwartej kwarty goście tracili do miejscowych tylko pięć oczek, 55:50. To był moment, w którym mogli pójść za ciosem i wytrącić gospodarzy z rytmu. Zamiast tego jednak, Anwil zanotował serię 16:3 i było po meczu.
- Doszliśmy ich bardzo, bardzo blisko, ale wówczas włocławianie pokazali klasę. Każdą akcję kończyli punktami, a my odwrotnie. Nie trafialiśmy prostych rzutów i nagle zamiast minus trzy, zrobiło się minus siedem, potem 10, 15 i tak dalej. Zanim się obejrzeliśmy, do końca meczu pozostało tak mało czasu, że nie można było już nic zrobić - kończył Amerykanin.