Michał Żurawski: Dlaczego zdecydowałeś się na przenosiny do Polski?
Joseph Taylor: Rozmawiałem bardzo dużo z moim agentem i wspólnie doszliśmy do wniosku, że przenosiny tutaj będą właściwym posunięciem. W podjęciu decyzji bardzo pomógł mi także mój przyjaciel, który bardzo dobrze wypowiadał się o waszym kraju oraz o drużynie ze Słupska. Mój ostatni klub w Grecji nie był profesjonalny, dlatego uważam, że transfer do Polski to dla mnie odpowiedni ruch.
Nie wypowiadasz się zbyt pochlebnie o swoim poprzednim pracodawcy. Co dokładnie działo się w Apollonie Patras?
- Nie chciałbym specjalnie o tym opowiadać, ani wyciągać tego na światło dzienne. Nie jestem typem gracza, który mówi źle o swoim byłym pracodawcy. Po prostu nie byłem tam szczęśliwy i poprosiłem aby pozwolono mi odejść. To wszystko, co na razie mogę powiedzieć w tej sprawie.
Wspominałeś także, że ważną rolę w twoich przenosinach do Słupska odegrał twój przyjaciel. Udało mi się dowiedzieć, że jest to Jerel Blassingame, czy to prawda?
- Tak, Jerel jest moim serdecznym przyjacielem, z którym znamy się od wielu lat. Mówił mi wiele dobrego o tutejszym klubie, mieście oraz kibicach, dlatego bardzo cieszę się, że tutaj trafiłem.
W rozmowach z Jerelem dowiedziałeś się czegoś konkretnego o naszym kraju?
- Zdecydowanie tak. Powiedział mi, że polska liga jest całkiem mocna, ale przy okazji, że w waszym kraju jest naprawdę zimno (śmiech). Bardzo ważną informacją było także to, że Polska słynie z pięknych kobiet, o czym zdążyłem się już przekonać podczas zaledwie tych kilku dni, od których tu jestem (śmiech).
Za tobą pierwsze spotkania w Polsce. Możesz już coś powiedzieć o poziomie tutejszych rozgrywek?
- Jest naprawdę nieźle. Widać, że wszystkie zespoły walczą tutaj bardzo mocno i podoba mi się to. Szczególną uwagę przykuło jednak tutejsze sędziowanie. Szczególnie w meczu ze Stelmetem sędziowie znakomicie wywiązywali się ze swoich obowiązków i mogę powiedzieć, że była to klasa europejska. Od wielu lat nie widziałem tak dobrze sędziowanych zawodów. Arbitrzy wykonują swoją pracę, ale pozwalają przy tym grać, nie wypaczając wyników widowiska.
Jak pierwsze wrażenia odnośnie twoich nowych kolegów? Szczególnie chodzi mi o Garretta Stutza, z którym będziesz rywalizował o minuty na parkiecie.
- To naprawdę mili chłopacy z nieprzeciętnymi umiejętnościami. Wszystkim zależy tutaj na wygrywaniu, dlatego wydaje mi się, że doskonale pasuję do tej grupy. A co do Garretta to sympatyczny z niego gość i dobrze się dogadujemy. Nie traktuję go jednak jako rywala do walki o minuty. To trener decyduje, kto gra. Mogę występować jako środkowy, silny skrzydłowy, ale także jako trójka, bo i na tej pozycji z powodzeniem występowałem w Grecji i w innych krajach.
Poruszyłeś temat innych krajów. Wiele lat spędziłeś w Azji. Jak to się stało, że wybrałeś ten dość egzotyczny kierunek?
- To trudne pytanie. Wierzyłem, że okres spędzony w Azji sprawi, że będę bardziej gotowy do zmierzenia się z europejską koszykówką i zaistnienia w niej. Dodatkowo bardzo chciałem poznać inne kraje oraz kultury.
Słyszałem jednak, że w Azji gra się w bardzo specyficzny sposób. Zgodzisz się z tym?
- Nie mogę się nie zgodzić (śmiech). O specyfice tamtejszej koszykówki może świadczyć choćby fakt, że występowałem tam na wszystkich pozycjach, nawet jako rozgrywający! Tam każdy zawodnik, który dostaje piłkę od razu myśli o tym, aby umieścić ją w koszu, a reszta bezczynnie patrzy i czeka na to, co się wydarzy. W Europie jest zupełnie inaczej. Tutaj liczy się zespołowość i wiem, że to właśnie tutaj mogę grać na najwyższym poziomie. Użyłbym stwierdzenia, że koszykówka jest na Starym Kontynencie bardziej szanowana.
Azja słynie również z tego, że pojedynczy zawodnicy często zdobywają w pojedynczym meczu 50 albo i wiele więcej punktów. Uważasz takie wyczyny za osiągnięcie?
- Jak najbardziej. Mimo wielu tych różnic obręcz przecież jest taka sama i wymaga to sporych umiejętności, żeby aż tyle razy piłkę w niej umieścić. Poza tym na parkiecie wciąż są inni zawodnicy. Mniej agresywni lub bardziej, ale cały czas są. Niejednokrotnie zdarzało mi się w Azji grać z zawodnikami z przeszłością w NBA, dlatego uważam, że zdobycie 50 punktów gdziekolwiek jest ogromnym osiągnięciem.
Z jakimi zawodnikami z przeszłością w NBA mierzyłeś się w Azji?
- Choćby Julius Hodge czy Ivan Johnson. To chyba najlepsi zawodnicy z jakimi zdarzyło mi się zmierzyć w oficjalnym meczu. Jednak obaj ze mną przegrali - jeden w Chinach, a drugi w Korei (śmiech).
Podkreśliłeś, że przeciwko tym zawodnikom grałeś w oficjalnych meczach. To może byli inni, z którymi mierzyłeś się w innych okolicznościach?
- Trafiłeś (śmiech). Grałem przeciwko Kevinowi Durantowi oraz Paulowi George'owi i to było prawdziwe wyzwanie. Obaj dominowali na boisku i pokazywali koszykówkę w najczystszym i najlepszym wydaniu.
Na koniec wróćmy jeszcze na chwilę do twojej gry w Polsce. Słyszałem, że kochasz efektowne wsady i bloki. Czy możemy spodziewać się ich w twoim wykonaniu w Słupsku?
- Myślę, że próbkę tego pokazałem już z Polpharmą. Wszystkich kibiców w Polsce zapraszam do bycia na bieżąco z moją stroną internetową, gdzie można znaleźć wiele zdjęć czy filmów z efektownych zagrań w moim wykonaniu.
Zmieńcie już bajkę, bo wam się w główkach przewraca.