Cieszę się, że wracam tam, gdzie moje miejsce - rozmowa z Michałem Chylińskim, graczem PGE Turowa Zgorzelec

- Powrót na boisko po takim czasie wiąże się z obawami, stresem, ale na pewno będzie też pozytywna ekscytacja, bo dość długo czekałem na ten moment - mówi Michał Chyliński, kapitan PGE Turowa.

[b]

Karol Wasiek: Wreszcie wracasz do gry. Jakie emocje związane są z twoim powrotem?[/b]

Michał Chyliński: Na pewno tych emocji trochę jest, ponieważ rozłąka z basketem trwała dość długo. Powrót na boisko po takim czasie wiąże się z obawami, stresem, ale na pewno będzie też pozytywna ekscytacja, bo dość długo czekałem na ten moment. Jestem szczęśliwy, że mogę wrócić na boisku i pomóc drużynie.

Co to była za kontuzja? Pamiętam jak rozmawialiśmy pod koniec października i wówczas mówiłeś, że będziesz pauzował tylko przez miesiąc, a tymczasem nie było cię prawie... pięć miesięcy.

- To było złamanie zmęczeniowe jednej z kości w stopie, a pierwsze diagnozy mówiły o tym, że ta absencja wcale tak długa nie musi być. Dopiero po jakimś czasie pojawiło się to złamanie. Potrzebowałem dłuższego odpoczynku i nieco więcej pracy nad tym, żeby wrócić na boisko. Jest to nieco uciążliwa kontuzja, ponieważ nie można w pełni określić, kiedy tak naprawdę można wrócić na boisko. Trzeba na bieżąco kontrolować nogę i patrzeć, jak się zrasta.

Jak wyglądała rehabilitacja złamanej stopy?

- Mogłem pracować nad resztą ciała, ponieważ nie mogłem zbytnio obciążać stopy. Normalnie chodziłem, ale nie było mowy o żadnym wzmacnianiu, czy ćwiczeniu tej nogi. Najważniejszy był odpoczynek. Brałem zabiegi, suplementy, żeby nieco przyspieszyć ten proces.

Michał Chyliński (z lewej): Czasami pojawiała się frustracja
Michał Chyliński (z lewej): Czasami pojawiała się frustracja

Pojawiała się frustracja?

- Każdemu jest ciężko siedzieć z boku i przyglądać się jak trenują i grają twoi koledzy. Były takie momenty, że byłem sfrustrowany. Dzięki wsparciu mojej żony, rodziny, członków klubu, kibiców udało mi się to wszystko "ogarnąć". Ich wsparcie było dla mnie naprawdę ważne. Dziękuję Filipowi Dylewiczowi za to, że zastąpił mnie na pozycji kapitana i odwalił kawał dobrej roboty. Cieszę się, że to wszystko dobiega już końca i wracam tam, gdzie moje miejsce.

Powrót ma nastąpić już w meczu ze Śląskiem Wrocław?

- Tak. Będę w składzie, ale to od trenera zależy czy mnie wystawi na boisko. Od paru dni trenuje z zespołem, we wtorek po raz pierwszy wziąłem udział w gierce 5vs5. Mam nadzieję, że teraz wszystko będzie szło w dobrą stronę. Wszystko jest pod kontrolą lekarza - cały czas jesteśmy w kontakcie. Dostałem zgodę i mogę normalnie trenować.

Jeden z koszykarzy PGE Turowa Zgorzelec powiedział mi, że teraz wyglądasz nieco jak Mariusz Pudzianowski. Faktycznie tak jest?

- (śmiech) To prawda, że dużo czasu spędzałem na siłowni. Taka kulminacja była miesiąc temu, kiedy wyglądałem nieco inaczej niż zwykle, ale później odpuściłem nieco siłownię i skupiłem się na rzutach, wzmacnianiu stopy. Nie ukrywam jednak, że fizycznie się wzmocniłem. Od dwóch tygodni mogę rzucać z wyskoku. Musi jednak trochę czasu upłynąć, zanim wszystko wróci do normy. Zrobię wszystko, żeby udowodnić swoja przydatność do zespołu.

Drużyna ostatnio prezentuje się niemal perfekcyjnie, a nadal przecież nie ma ani ciebie, ani Łukasza Wiśniewskiego.

- To prawda. Chwała chłopakom za to jak grają. Jednak ja nie wracam po to, żeby coś popsuć. Będę wykonywał wszystkie polecenia trenera. Minuty na parkiecie aż takie ważnie nie są, najważniejsza jest pomoc drużynie w tym, żeby wygrywała jak największą ilość meczów.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: