Michał Spychała: Nie będę sobie wybierał

Pełen emocji i błędów był mecz w Stargardzie Szczecińskim. [tag=1757]Znicz Basket Pruszków[/tag] nie wykorzystał swojej szansy i o utrzymanie powalczy w play-out.

Pruszkowianie liczyli na wyprzedzenie Astorii Bydgoszcz i zajęcie dziesiątej lokaty gwarantującej utrzymanie po rundzie zasadniczej. Porażka ze Spójnią wykluczyła matematyczne szanse ze względu na bezpośredni bilans między zainteresowanymi drużynami. - Może jakaś presja zejdzie trochę z zawodników. Mówiliśmy o tym, że jeszcze jest szansa. Teraz szansy nie ma żeby play-outów uniknąć. Myślę, że Astoria się cieszy. Chciałbym, żeby rywalizacja dla nas skończyła się w pierwszej rundzie - stwierdził trener Znicza, Michał Spychała.

Szkoleniowiec nie zastanawia się, z kim chciałby rywalizować lub kogo uniknąć. Poziom czterech ostatnich drużyn jest zbliżony, co pokazuje ligowa tabela. - Każdy z tych zespołów ma swoją specyfikę, każdy jest inny. Spójnia doświadczona, Poznań nieobliczalny, a Jaworzno spontaniczne i z werwą do grania. To nie ma najmniejszego znaczenia. Nie będę sobie wybierał. Nie mam zamiaru kalkulować. Muszę jeszcze wygrać jakiś mecz, żeby grać z górnej części - ocenił w rozmowie ze Sportowefakty.pl.

Sobotni pojedynek był bardzo emocjonalny. Poza jego pierwszymi minutami przez większość meczu rywalizacja toczyła się w okolicach remisu. W parze za poziomem napięcia nie szła jednak jakość tego widowiska, w którym dominowały pomyłki obu ekip. - Emocje to chyba jedyne, co może cieszyć kibiców. Takie są te mecze z dołu tabeli. Nie oszukujmy się, to nie jest najwyższy poziom. Walka i wiele błędów - przyznał Spychała.

Obie drużyny nie zagrały na miarę swoich możliwości, choć woli walki nie brakowało koszykarzom. Mimo niskiej skuteczności goście pozostawali w grze, gdyż Spójnia zmarnowała swoje okazje na wypracowanie bezpiecznej przewagi. - Zagrali bardzo skutecznie na półdystansie. Koszuta trafił siedem rzutów z wyskoku z pięciu metrów, bo w zasadzie żaden się z bliższej odległości nie zdarzył. Soczewski coś do tego dołożył. Pytyś zrobił swoją robotę pod tablicą, a tam miałem pewne ograniczenia związane z absencją Adama Linowskiego. Myślę, że powalczyliśmy. Szkoda, że zamknęliśmy sobie drogę do matematycznych szans. Rzeczywiście byliśmy blisko, ale jak trzy ostatnie mecze graliśmy na wysokim procencie rzutów z daleka to tym razem nie - analizował trener Znicza Basket.

Zespół z Mazowsza zdominował strefę podkoszową mimo braku Adama Linowskiego. Absencję czołowego koszykarza Znicza do końca utrzymano w tajemnicy. - Mógłby tutaj coś dołożyć, ale bardziej brakowało mi rotacji do tego, żeby spróbować innej obrony. Rafał Kulikowski dość długo grał z czterema faulami. Deski kilka razy zabrakło bardziej u siebie niż na tamtej tablicy. Tam co zebraliśmy to chwała chłopakom, ładnie atakowali tablicę, a przeciwnik na to pozwolił. Zabrakło dwóch, trzech rzutów półdystansowych - wyjaśnił Michał Spychała.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: