Koszykarze Anwilu znaleźli sposób na powstrzymanie rozpędzonej Rosy, przerywając tym samym świetną serię pięciu kolejnych wygranych zespołu z Mazowsza. Kluczowa dla końcowego rezultatu okazała się obrona strefowa, ustawiona przez podopiecznych Miliji Bogicevicia, co przyznał po zakończeniu spotkania Robert Witka.
- Ta "zona" trochę nas zaskoczyła, bo nie spodziewaliśmy się, że taką obroną rozpocznie Anwil - nie ukrywał. - Zawodnicy przeciwnej drużyny zmusili nas do rzutów "za trzy" i ta zagrywka okazała się skuteczna - zwrócił uwagę. Gracze radomskiej ekipy razili liczbą nietrafionych prób. Oddali ich aż 61, z czego zaledwie 22 znalazły drogę do kosza. Dla porównania, Rottweilery zanotowały skuteczność na poziomie nieco ponad 46 procent (24/52). Grubo ponad połowę z rzutów Rosy (36) stanowiły te z dystansu.
W wielu sytuacjach gospodarze wydawali się bezradni. - Z drugiej strony brakowało nam pomysłu na grę, na rozbijanie tej strefy - podkreślił były reprezentant Polski. Pod koszami wyraźnie brakowało Kirka Archibeque'a, choć godnie starał się go zastąpić Kim Adams. - Rzut nie "siedział", a pod koszem nie mieliśmy Kirka, który bardzo by się przydał. Próby z dystansu nie wpadały i był duży problem - analizował Witka.
Obowiązki nieobecnego Amerykanina częściowo przejął 32-latek, walcząc na obu tablicach. Zanotował 10 zbiórek - 4 w ataku i 6 w obronie - najwięcej, obok Adamsa. - Zbiórkę przegrywamy od jakiegoś czasu regularnie. Tym razem nie było inaczej. Musimy ten element poprawić, bo dzięki temu możemy mieć więcej okazji do zdobywania punktów - zaznaczył. - Moim zdaniem przegraliśmy to starcie jednak przez atak. Nie funkcjonował on tak, jak powinien, a rozbijanie tej strefy szło nam bardzo słabo - powtórzył.
Witka jest wychowankiem Anwilu. Czy do meczów z tą drużyną podchodzi w jakiś szczególny sposób, serce bije mu mocniej? - Nie, już nie. Tyle czasu minęło, że nie czuję tak dużych emocji przed tymi spotkaniami - odpowiedział.