13 punktów, aż 11 zbiórek i 5 asyst - takim dorobkiem statystycznym mógł pochwalić się w drugim spotkaniu półfinałowym Lance Jeter, rozgrywający Trefla Sopot. Amerykanin był jedynym nominalnym playmakerem w tym meczu, ponieważ Sarunas Vasiliauskas nabawił się kontuzji kciuka w lewej ręce i trenerzy uznali, że nie ma sensu ryzykować zdrowiem zawodnika.
[ad=rectangle]
Jeter pokazał jednak, że można na niego liczyć w tych najważniejszych momentach. Amerykanin był wszędobylski w tym meczu. Napędzał grę zespołu, wymuszał przewinienia rywali. Był także najlepszym zbierającym sobotniego spotkania! Jego dobrą grę doceniają koledzy z drużyny.
- Jeter zagrał naprawdę bardzo dobre zawody. Był takim człowiekiem napędzającym naszą grę, ale trzeba wszystkim oddać to, że się starali i przyczynili do tego zwycięstwa. Przecież sam Jeter nie wygrał tego spotkania. Każdy małą cegłówkę dołożył do tego sukcesu. Wszystkich trzeba pochwalić - podkreśla kapitan sopockiego zespołu, Marcin Stefański. Ze zdaniem skrzydłowego Trefla zgadza się Adam Waczyński, który w tym spotkaniu rzucił osiem punktów.
- Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że Sarunas może nie zagrać w tym spotkaniu, ale to są play-offy i tutaj nie można się użalać nad sobą. Trzeba twardo walczyć. Lance zagrał naprawdę dobre zawody i należą mu się gratulacje - zaznacza Waczyński.
Jak swoją postawę w tym meczu komentuje sam zawodnik? - Czułem się naprawdę dobrze tego dnia. Przed meczem wiedziałem, że Sarunas ma kontuzję i muszę dać z siebie wszystko, żeby pomóc drużynie. Uważam, że byłem agresywny po obu stronach parkietu i to daje dobre efekty. Po pierwszym meczu spostrzegłem, że nasi wysocy mają trochę problemów na desce, więc postanowiłem, że pomogę trochę przy zastawianiu i chyba spisałem się całkiem nieźle - śmieje się gracz Trefla Sopot.