- Trudno znaleźć jasny punkt w naszej grze. To co prezentowaliśmy przez 40 minut to jest masakra - mówił na konferencji prasowej wściekły Darius Maskoliunas, opiekun Trefla Sopot. Trudno dziwić się złości litewskiego trenera, bo sopocianie wypuścili to zwycięstwo z rąk.
Prowadzili 75:73 na 20 sekund przed końcem, ale goście z Radomia za sprawą trzypunktowego rzutu Roberta Witki przechylili szalę na swoją korzyść.
[ad=rectangle]
- Wiem jedną rzecz - nikt nic w sporcie nie daje za darmo, bez walki, charakteru. Mieliśmy klasyczny przykład tego, jak można zlekceważyć przeciwnika i powiesić sobie medale na szyi bez rozgrywania meczu - dodawał trener Trefla Sopot.
Darius Maskoliunas bardzo narzekał na postawę swoich zawodników. W jego opinii, żaden z graczy nie zasłużył na pochwałę. - Graliśmy fatalnie wszędzie, w obronie i w ofensywie. Nic nie działało. Trudno znaleźć jaśniejszy punkt w naszej grze. Najgorsze jest to, że nie znalazł się nikt, kto poderwałby zespół do walki swoimi emocjami, czy indywidualnymi rajdami, czymkolwiek. Cały mecz przespaliśmy - podkreślał Maskoliunas.
W niedzielę drugie spotkanie, tym razem w Radomiu. Czy sopocianie wrócą do rywalizacji? - Całe szczęście, że to dopiero 0-1. Mam nadzieję, ze będziemy walczyć w drugim meczu, a chłopacy zrozumieją o co w tym wszystkim chodzi - komentował Litwin.