Karol Wasiek: Jeden z zawodników powiedział, że uratowaliście twarz
i honor klubu w sezonie 2013/2014. Faktycznie można tak powiedzieć?
Marcin Kozak: Myślę, że tak. To był bardzo trudny sezon dla naszego zespołu pod wieloma względami - zarówno sportowych, organizacyjnych, ekonomicznych, jak i relacji z kibicami. Wiele się działo w tym sezonie. Sporo sytuacji było wymuszonych, ciężkich do przewidzenia - takich jak odejście Dragana Labovicia, "wpadka" Seka Henry'ego. Był taki moment, że mogliśmy po raz pierwszy od wielu lat nie dostać się do play-offów. A jednak udało się to zrobić. To, że awansowaliśmy do play-offów, oznacza, iż uratowaliśmy twarz.
Wykorzystaliście potencjał w 100 procentach?
- Absolutnie, że nie. Nie jesteśmy zadowoleni z tego sezonu - jesteśmy wręcz rozczarowani. Oczekiwania nasze, kibiców, zawodników były dużo wyższe. Tak to jest w sporcie, że ciężko cokolwiek zaplanować i to zrealizować. O braku awansu do górnej Szóstki zdecydowały 2 mecze, które przegraliśmy w samych końcówkach. Uważam, że potencjał drużyna miała duży wyższy, niż finalnie zajęła miejsce w rozgrywkach.
[ad=rectangle]
Pan ma do siebie jakieś pretensje? Niektóre decyzje personalne były
błędne?
- Błędów nie popełnia ten, który nic nie robi. Często jest tak, że decyzję trzeba podjąć bardzo szybko, a mimo wszystko trzeba przeanalizować wiele czynników. Myślę, że pochopną decyzją było nieprzedłużenie umowy z Rafałem Bigusem. Uważam, że mógł zostać w drużynie. Trzeba wziąć na siebie odpowiedzialność za wynik. Celem był awans do najlepszej szóstki, a nie udało się tego zrobić. Trzeba być samokrytycznym, bo może coś mogło być zrobione nieco inaczej. Staram się jednak wyciągać wnioski i być lepszym managerem po każdym sezonie. W tym roku zmieniliśmy strukturę organizacyjną klubu i jestem przekonany, że przyniesie to wymierne korzyści w niedalekiej przyszłości.
Dlaczego rozstaliście się z Białkiem i Sykesem?
- Jeśli chodzi o Zbyszka Białka to trener Sretenović chciał mieć gracza rzucającego na pozycji numer cztery. W tamtym czasie na polskim rynku Białek był jedynym takim zawodnikiem. W sezonie ta relacja na linii zawodnik-trener nie do końca się układała i trzeba było się rozstać. Jeśli chodzi o Raymonda Sykesa to on wykazał się wielkim profesjonalizmem - usiedliśmy przy stole, porozmawialiśmy i doszliśmy do porozumienia, że najlepiej będzie jak się rozstaniemy.
Niektórzy wracają do sytuacji przed sezonem, kiedy to zmieniliście
nieco strategię kontraktowania zawodników - najpierw zagraniczni, a
dopiero później Polacy. Z czego to wynikało?
- Wynikało to z tego, że gracze polscy, których staraliśmy się zostawić, niestety, nie skorzystali z naszej oferty - głównie dlatego, że nie byliśmy im w stanie zaproponować dwuletnich kontraktów. Podejrzewam, że to był główny czynnik. W związku z tym postanowiliśmy nieco przebudować zespół w oparciu o opcję zagraniczną. Ale tak naprawdę oczekiwania z tych graczy zagranicznych spełniał tylko Sek Henry. Lace Dunn tak naprawdę nie wiadomo, jaki on był. Powiem szczerze, że ja nie wiem na co go dokładnie stać. Zresztą po jego zatrudnieniu dostawałem sporo zapytań, jakim cudem to się nam udało zrobić albo co z nim jest nie tak, że postanowił wybrać Koszalin, mając takie cv?
Kto odpowiadał za budowę składu?
- Zawsze za budowę składu odpowiada sztab szkoleniowy. Dlatego w pierwszej kolejności zatrudnia się trenera, ponieważ to on ma swoją filozofię koszykówki, swój pomysł na drużynę. Jeżeli chodzi o względy sportowe, to on podejmuje ostateczną decyzję. Rola zarządu sprowadza się do tego, żeby pilnować budżetu i spraw formalno-prawnych klubu. Jesteśmy też takim ciałem doradczym dla trenera.
Dlaczego nie zostawiliście w składzie Leończyka?
- Byliśmy bardzo blisko. Rozeszło się o długość kontraktu. Muszę powiedzieć, że nasze finansowanie jest roczne. Nie mamy żadnej umowy sponsorskiej na dłużej, niż jeden rok. Trzeba wyjaśnić, że działanie zarządu klubu jest aspekt sportowy, finansowy, prawny i marketingowy. Jeżeli my nie mamy żadnej umowy sponsorskiej, która gwarantuje pokrycie konkretnego kontraktu na okres dłuższy niż jeden sezon, to ja jako prezes nie mogę zaciągnąć zobowiązania dla spółki.
A te mityczne 4,5 miliona złotych w budżecie?
- Budżet jest kwestią płynną. Nigdy jednak nie mieliśmy budżetu na tym poziomie. Potrafimy zarządzać tym co mamy i nie generujemy żadnych zaległości.