Mateusz Kostrzewski - w oczekiwaniu na Anwil

- Nie mam nic przeciwko pozostaniu w Anwilu, ale najpierw klub musi uporać się z problemami - mówi Mateusz Kostrzewski, który ma przerwę od sezonu, ale nie ma przerwy od koszykówki.

Kończąc sezon 2013/2014 Anwil Włocławek był w bardzo dobrej sytuacji jeśli chodzi o polską część składu zespołu. Ważne umowy miała piątka koszykarzy, więc pod tym względem drużyna była zabezpieczona. Niestety, tylko w teorii. Zaległości względem poszczególnych zawodników spowodowały, że każdy z nich może zerwać umowę. Z tego zapisu skorzystał już Michał Sokołowski. Co zrobią inni zawodnicy?
[ad=rectangle]
- Ciężko mi cokolwiek teraz powiedzieć konkretnego, bo to czas, w którym z dnia na dzień może się bardzo dużo zmienić - mówi Mateusz Kostrzewski, skrzydłowy, któremu kontrakt wygaśnie dopiero w czerwcu 2015 roku. Chyba, że 25-latek wybierze inną opcję.

- Chciałbym by sytuacja we Włocławku wyklarowała się jak najszybciej, bo jeśli tak się nie stanie - będę zmuszony odejść. Nie mam nic przeciwko pozostaniu w tym miejscu, ale muszę mieć pewność, że przyszłość klubu jest stabilna. Wiem, że istnieje taka szansa, ale zobaczymy jak to wszystko się potoczy - dodaje zawodnik.

Klub czeka obecnie na dotację z miasta (mówi się o kwocie rzędu 500 tysięcy złotych) oraz na kilka transz od mniejszych sponsorów. Jeśli szybko nie zacznie podpisywać koszykarzy, "za chwilę" może mieć problem ze znalezieniem Polaków. Tym bardziej, że liga powiększa się do 16 klubów, a każdy z nich musi mieć sześciu rodzimych graczy w protokole meczowym.

Kostrzewski nie chce zdradzić, które kluby kontaktowały się z nim, ale od kilku tygodni wiadomo, że w swoim zespole w Toruniu widziałby go z chęcią trener Milija Bogicević.

- Na razie nie ma co dywagować. Poczekam jeszcze trochę na to, co wydarzy się we Włocławku, a potem będę myślał o jakiejkolwiek decyzji - tłumaczy zawodnik, który obecnie przebywa w swoim rodzinnym domu, łącząc poświęcanie wolnego czasu rodzinie z... graniem w koszykówkę ze znajomymi.

- Jeżdżę dla zabawy, pograć z kolegami to tu, to tam. Niczego nie forsuję, po prostu przyjemnie spędzam czas, ruszając się trochę, a nie siedząc tylko w miejscu - mówi Kostrzewski, który ma za sobą kilka bardzo udanych miesięcy pod względem indywidualnym. Ciężko mu było złapać formę jedynie na początku rozgrywek, gdy wracał na parkiet po kontuzji, lecz kiedy już wdrożył się w grę, szybko stał się pewnym punktem Anwilu, ostatecznie kończąc rozgrywki na poziomie 9,3 punktu (51 procent z gry) i 3,7 zbiórki.

- Nie chcę oceniać swojej gry, od tego są inni. Ja starałem się dawać z siebie wszystko i tyle. Szkoda, że zatrzymaliśmy się na ćwierćfinale, bo gdyby nie pech w postaci kontuzji moglibyśmy zajść zdecydowanie dalej - kończy skrzydłowy.

[b][urlz=http://www.facebook.com/Koszykowka.SportoweFakty]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

[/urlz][/b]

Źródło artykułu: