Brown symbolem słabej gry Anwilu
Brandon Brown stał się ofiarą słabej gry Anwilu Włocławek. Czy będzie jedyną? O tym zadecydują najbliższe spotkania. Od reszty drużyny wymaga się, by wzięła na swoje barki odpowiedzialność za wyniki.
Nie jest tajemnicą, że 29-latek był już blisko opuszczenia Anwilu Włocławek w okresie przygotowawczym. Amerykanin rozegrał fatalny turniej w Toruniu, gdzie w meczu z Treflem Sopot trener Niedbalski posadził go na ławce w drugiej części i w ogóle nie wypuścił na parkiet. To było pokłosie chaosu i dezorganizacji gry zespołu, którą powodował zawodnik. Co ciekawe, Anwil tamten mecz wygrał i w klubie mocno zastanawiano się nad rozstaniem z graczem.
Ostatecznie sztab trenerski uznał, że najlepszym lekarstwem są czas i praca i Brown pozostał w zespole, a przez moment - patrz: turnieje w Kutnie i Włocławku - wydawało się nawet, że decyzja okazała się słuszna. W ostatnich dwóch meczach jednak zmory wróciły i obecnie koszykarz trenuje indywidualnie, bez kontaktu z resztą zespołu, a obie strony - klub oraz agent zawodnika - podjęły rozmowy w sprawie polubownego rozwiązania umowy.Odsunięcie od drużyny Browna, co wkrótce zamieni się w rozwiązanie kontraktu, nie oznacza jednak, że pozostali zawodnicy mogą czuć się bezpieczni. Nie trzeba nikogo przekonywać, że najbardziej rozczarowuje dwóch graczy, którzy mieli prowadzić grę: Deonta Vaughn i Arvydas Eitutavicius. Amerykanin trafił dotychczas tylko pięć z 20 rzutów z gry, a przy 11 stratach rozdał tylko dziewięć asyst. Litwin strat zaliczył zdecydowanie mniej (tylko dwie), ale też kompletnie zapomniał o kreowaniu pozycji partnerom (trzy), a dodatkowo trafiał jeszcze rzadziej (3/15 z gry).