Mateusz Zborowski: Czy posiada pan magiczną różdżkę?
Emil Rajković: Nie posiadam. Ale mam za to świetnie zorganizowaną drużynę i graczy, którzy wspierają mnie wdrażaniem w życie wszystkich moich pomysłów i całego sztabu trenerskiego.
Pytam ponieważ Śląsk został odmieniony jak za pomocą czarów. Pojawił się pan we Wrocławiu i niczym czarodziej natknął zespół, który zaczął wygrywać.
- Miło jest usłyszeć takie słowa, ale na nasz sukces składa się nie tylko moja praca, ale praca właścicieli, zarządu, pracowników sztabu szkoleniowego oraz medycznego, ale przede wszystkim zawodników. Mam nadzieję, że nadal będziemy dawać radość naszym kibicom z każdym krokiem postawionym na parkiecie.
[ad=rectangle]
Wiele osób zastanawiało się kim jest ten Rajković przed podpisaniem kontraktu z panem. Jest po prostu dobrym trenerem, a przykładem na to są wyniki zespołu.
- To pan to powiedział. Ja chciałbym tylko powiedzieć, że dla mnie najważniejsze jest, aby żyć i pracować w wysokich standardach moralnych, z pełnym szacunkiem i zaufaniem do innych, ale też do siebie. Jestem człowiekiem z prawdziwymi wartościami, nie mówię o sobie, ale pozwalam swoimi działaniami mówić za mnie i tak staram się żyć.
Były jakiekolwiek obawy przed przyjazdem do Polski i objęciem Śląska?
- Nie boję się niczego. Staram się pozytywnie patrzeć na każde wyzwanie, przed którym w życiu staję.
Siedemnaście mistrzowskich tytułów zobowiązuje.
- Siedemnaście tytułów mistrza Polski zobowiązuje do pracy z dumą i pasją szczególnie biorąc pod uwagę tych wszystkich legendarnych trenerów i koszykarzy, którzy wywalczyli te siedemnaście tytułów dla Śląska. Musimy pamiętać, że rozpoczęliśmy ten sezon z zamiarem dotarcia do fazy play-off więc nie popadamy w euforię, ale dalej budujemy wszystko kamień po kamieniu jak to robiliśmy do tej pory.
Porażki są jednak nieodłącznym elementem sportu. Wy nie przegrywacie więc w czym tkwi sekret?
- Nadejdzie zapewne moment, że i my przegramy, ale najważniejsze jest to, aby podnosić się po upadku. Byłem postawiony w różnego rodzaju sytuacjach z drużynami, które prowadziłem w przeszłości i nauczyłem się, że samopoczucie zawodników i ich psychologiczne nastawienie jest kluczowe w wielu sytuacjach i ma ogromny wpływ na wynik w meczu. Dlatego staram się pozytywnie wpływać na umysły moich graczy.
Kibice i dziennikarze zastanawiają się o co chodzi z tym sławnym już ściąganiem marynarki przez pana (śmiech)?
- Musisz wiedzieć, że każdy trener jest trochę szalony i przesądny, a ja nie jestem wyjątkiem. Kiedy poziom adrenaliny wzrasta rośnie również temperatura ciała. A kiedy jeszcze to przynosi efekt, to po co to zmieniać (śmiech).
Lubi pan pokrzyczeć na zawodników?
- Tylko pseudotrenerzy, którzy nie znają się na koszykówce krzyczą na zawodników. Koszykówka to nauka i istnieje wiele metod, których trener może użyć, aby nauczyć, kontrolować rozwój zawodnika i drużyny. Ja osobiście krzyczę na graczy tylko w trzech przypadkach: przy braku zaangażowania, problemu z dyscypliną albo gdy chce przesunąć jego uwagę z jednej rzeczy do drugiej. Każda inna okazja jest wyrazem frustracji trenera.
Z każdym zwycięstwem apetyty rosną...
- Ale czyje apetyty? Przed sezonem wszyscy jednogłośnie mówili, że Śląsk będzie bił się o pozycje od 8 do 12. Nikt nie jest bardziej głodny wyniku jak ja i moi zawodnicy! Mam nadzieję, że nasi fani będą z nami i będą nas wspierać nawet pomimo tego, że nie mamy najdroższych zawodników, ani gwiazd indywidualnych, ale będą nas wspierać jako drużynę. Dajemy całe swoje serce dla Śląska. Czy to nie są wartości, które powinniśmy pielęgnować? Czy to nie są zachowania, które prowadzą do wielkich rzeczy? Ja wierzę, że tak.
Jest pan twardym facetem. Czy postawił pan sobie cel minimum podczas obejmowania drużyny z Wrocławia?
- Podchodzę bardzo realistycznie do naszych szans biorąc pod uwagę budżet, skład oraz konkurencję w TBL. Sądzę, że naszym obowiązkiem jest awans do fazy play-off, a jeśli awansujemy do czołowej czwórki to będzie bardzo dobry wynik dla Śląska, a wynikiem wspaniałym byłoby zdobycie medalu. Najważniejszy będzie rozwój zespołu w ciągu najbliższych 2-3 lat. Moim marzeniem jest, aby w tym okresie Śląsk znów powrócił do Euroligi.
Jak udało się zastopować indywidualne zapędy, aby zawodnicy zaczęli grać dla drużyny?
- Nie staram się nikogo stopować i nie robiłem nic takiego. Staram się zmienić lub rozwinąć sposób myślenia i staram się wpłynąć na ich morale i dać przykład. W naturze człowieka jest wiele cech i instynktów, ale jeśli "wciśniemy odpowiedni przycisk" możemy je wyizolować i wpływać na te, na które chcemy. Moi gracze są świetnymi ludźmi i szybko zrozumieli, że chcą być częścią czegoś wielkiego i ważnego.
6-0? 7-0? Kiedy Śląsk się zatrzyma?
- Śląsk nigdy się nie zatrzyma niezależnie od wyników. Najważniejsze jest żeby twardo stąpać po ziemi i poprawiać się na każdym treningu, każdego dnia.