Zespół Davida Dedka notował dotychczas niezłe wyniki, ale powiedzmy sobie szczerze - tych graczy nikt nie widzi w czołówce Tauron Basket Ligi, a zielonogórzanie - przynajmniej teoretycznie - powinni być o klasę lepsi. Krótko mówiąc, wziąć co swoje i wrócić do domu.
Tymczasem podopieczni Andrzeja Adamka zupełnie rozczarowali. Można powiedzieć, że zabrakło im skuteczności, ale to przecież składowa wielu czynników m.in. tego, na co pozwala przeciwnik. Asseco nie pozwoliło Stelmetowi na zbyt wiele. Gdynianie nieźle spisali się w defensywie, dzielnie walczyli pod tablicami, wreszcie zagrali naprawdę zespołowo.
[ad=rectangle]
Przede wszystkim żółto-niebiescy mogli liczyć na swoich liderów. Ovidijus Galdikas znowu znakomicie zbierał i dobrze wypadł też w ataku. Wszechstronny A.J. Walton nie tylko samemu próbował coś zdziałać, lecz - co jeszcze bardziej istotne - widział też partnerów (aż 11 asyst!). Wreszcie Filip Matczak zagrał solidnie w ataku, zdobywając aż 20 punktów.
Wicemistrzowie Polski nie potrafili wykorzystać swoich atutów. Zupełnie zawiódł Quinton Hosley. Amerykanin pudłował i pudłował. Na dystansie nie radzili sobie też Łukasz Koszarek czy Przemysław Zamojski. Aktywny był Steve Burtt, ale i on zagrał poniżej swojego normalnego poziomu. Na nic zdało się zatem aż 15 ofensywnych zbiórek, skoro nie miało to później przełożenia na dorobek.
Drużyna z Winnego Grodu nie przegrała wysoko, ale dla niej to i tak bolesna porażka. Stelmet ma do dyspozycji znacznie większy potencjał, którego nie potrafił pokazać na parkiecie. Asseco natomiast pokazało, że jest w dobrej formie i - podobnie jak przed rokiem - u siebie może wygrać nawet z najmocniejszym rywalem.
Asseco Gdynia - Stelmet Zielona Góra 72:68 (22:17, 14:15, 22:20, 14:16)
Asseco: Matczak 20, Walton 16, Galdikas 11, Radosavljević 9, Szczotka 7, Kowalczyk 6, Parzeński 2, Szymański 1, Żołnierewicz 0.
Stelmet: Burtt 20, Koszarek 15, Hosley 10, Johnson 7, Troutman 6, Cel 6, Hrycaniuk 2, Chanas 2, Zamojski 0, Kucharek 0.