Legitymujący się bilansem 3-2 przed meczem z WKS Śląskiem Wrocław, beniaminek z Kutna miał wielkie nadzieje na pokonanie współlidera tabeli i zarazem jednej z dwóch drużyn, która nie zaznała jeszcze goryczy porażki. Koszykarze Polfarmexu byli naładowani, gdyż wygrali dwa wcześniejsze pojedynki - z Wikaną Startem 88:72 oraz MKSem 99:88.
[ad=rectangle]
- Biorąc pod uwagę oraz patrząc na to, w jaki sposób trenowaliśmy w ciągu całego tygodnia, przed meczem mogłem się założyć z każdym, że wygramy mecz ze Śląskiem. Tak byłem zbudowany naszą pracą na treningach i pozytywną energią, jaka się wytworzyła - mówi Bartłomiej Wołoszyn.
Ostatecznie niski skrzydłowy Polfarmexu przegrałby zakład, jeśli takowy doszedłby do skutku, gdyż kutnianie nie sprostali wrocławianom. Jeszcze w połowie czwartej kwarty gospodarze prowadzili różnicą kilku punktów, ale ostatni fragment przegrali 10:22 i cały mecz 71:76.
Trener Jarosław Krysiewicz miał wiele pretensji do swoich zawodników o to, że w najważniejszym momencie spotkania zagrali bardzo samolubnie, a nie zespołowo.
- Przyjeżdżał do nas lider. Byliśmy bardzo zmotywowani i przez 35 minut walczyliśmy i prowadziliśmy z nimi wyrównany mecz. Czuliśmy, że możemy grać dobrze przeciwko nim i możemy zgarnąć dwa punkty. Niestety w końcówce czegoś nam zabrakło. Zagraliśmy bardzo źle - wyjaśnia Wołoszyn.
Kutnianie przegrali również dlatego, że trener Krysiewicz nie mógł skorzystać z pełni składu. Z powodu urazu nie wystąpił czeski skrzydłowy Patrik Auda, środkowy Mateusz Bartosz zagrał tylko na życzenie klubu, a wracający po kontuzji inny skrzydłowy Jakub Dłuski nie jest jeszcze w pełni gotowy do gry na 100 procent.
- Śląsk miał pełną rotację, a u nas zabrakło kilku zawodników. W tym też upatrywałbym przyczyny naszej porażki. Cóż, przed nami kolejny mecz, tym razem z AZS Koszalin. Walczymy o to, by spróbować się odgryźć - dodaje Wołoszyn.