Nie było emocji w ciekawie zapowiadającym się spotkaniu pomiędzy czołowymi ekipami Konferencji Zachodniej. Choć Golden State Warriors pokonali Dallas Mavericks różnicą tylko siedmiu punktów, to przez całe spotkanie kontrolowali wydarzenia na parkiecie w Teksasie, prowadząc bardzo długo różnicą ponad 20 punktów.
[ad=rectangle]
Kluczowa okazała się premierowa kwarta. W niej niesamowicie spisywali się goście, którzy trafiali raz za razem niemalże z każdej pozycji. Błyszczeli przede wszystkim Splash Brothers, czyli Stephen Curry i Klay Thompson, którzy w całym meczu zdobyli w sumie 54 punkty, mieli 11 asyst i osiem zbiórek, ośmiokrotnie trafiając za trzy punkty.
Pierwszą odsłonę goście wygrali różnicą 21 punktów, lecz na tym nie poprzestali. Po dwóch skutecznych akcjach Thompsona prowadzili przed przerwą aż 62:34, wykorzystując swoje największe atuty, czyli szybką grę z kontry. Mavs razili nieskutecznością i byli bezradni w defensywie.
Ten stan zmienił się po przerwie. Monta Ellis i Dirk Nowitzki poderwali teksański zespół do walki i wzięli się do odrabiania strat. Celownik Wojowników nie był już tak dobrze ustawiony, a dodatkowo Mavs zacieśnili obronę, w związku z czym goście mieli więcej problemów z konstruowaniem akcji. Po wsadzie Tyson Chandler zrobiło się 64:77, a ponad 20-tysięczna publika w Amercian Airlines Center uwierzyła w końcowy sukces.
Ten jednak nie nastąpił choć w końcówce Mavs zbliżyli się nawet na odległość siedmiu punktów - 95:102. Warriors w końcówce dobrze wykonywali rzuty wolne i nie pozwolili sobie odebrać 15. z rzędu zwycięstwa.
Dallas Mavericks - Golden State Warriors 98:105 (18:39, 26:27, 24:21, 30:18)
Dallas:
Ellis 24, Nowitzki 23, Jefferson 13, Chandler 11, Wright 7, Nelson 6, Harris 6, Barea 6, Crowder 2, Aminu 0.
Golden State: Curry 29, Thompson 25, Green 20, Barnes 12, Livingston 9, Ezeli 4, Speights 4, Iguodala 2, Rush 0, Kuzmic 0.