W piątkowy wieczór Trefl poniósł szóstą porażkę w bieżącym sezonie Tauron Basket Ligi. Od początku meczu tracił do Rosy kilka punktów, a z każdą następną minutą ten dystans błyskawicznie się zwiększał. Po zakończeniu pierwszej kwarty wynosił 19, a w pewnym momencie drugiej części - aż 27 "oczek".
[ad=rectangle]
Zdaniem podkoszowego sopockiej drużyny, właśnie bardzo słaby początek zadecydował o niepowodzeniu. - To była główna i chyba jedyna przyczyna naszej porażki. Słaby początek, nic nam nie wychodziło w ataku, nasze przedmeczowe założenia na samym początku legły w gruzach - przyznał Paweł Leończyk.
Jeśli chodzi o samą grę, 28-latek wskazał na dwa koszykarskie elementy. - Nie potrafiliśmy zatrzymać kontrataku Rosy i rzutów "za trzy", a gospodarze w ważnych momentach właśnie tymi elementami zbudowali przewagę - podkreślił. - Jedynym plusem tego spotkania było to, że wróciliśmy do gry i podjęliśmy walkę, ale strata była zbyt duża, aby "dogonić" Rosę i odnieść zwycięstwo - zaznaczył.
Faktycznie, w pewnym momencie przyjezdni zniwelowali różnicę do zaledwie pięciu "oczek". Nie poszli jednak "za ciosem" - w ostatniej akcji trzeciej kwarty zatrzymała ich "trójka" Danny'ego Gibsona.
Tym samym Rosa częściowo zrewanżowała się Treflowi za przegraną walkę o brązowe medale w poprzednim sezonie. - Każde spotkanie jest ważne, czy to gramy z tym, czy innym zespołem. Zawaliliśmy początek, zagraliśmy słabo i tylko do siebie możemy mieć pretensje. Trzeba patrzeć w przyszłość, musimy skoncentrować się na kolejnym meczu - skomentował Leończyk. Kolejne starcie sopocianie rozegrają w najbliższy poniedziałek, kiedy podejmą Polpharmę Starogard Gdański.