Szczecinianie nie byli faworytami niedzielnego starcia, ale sprowadzenie szkoleniowca w postaci doskonale znanego kibicom Mihailo Uvalina miało natchnąć Wilki Morskie do jak najlepszej gry i być może zwycięstwa, określanego mianem małej niespodzianki. Były opiekun Stelmetu Zielona Góra pierwszy trening z nową drużyną przeprowadził w czwartek, więc do pierwszego ligowego starcia zdążył przepracować niespełna cztery dni.
[ad=rectangle]
Nie był to wystarczający okres czasu, by outsider Tauron Basket Ligi przeistoczył się w kolektyw walczący o fazę play-off. Świetnie ukazały to już pierwsze minuty konfrontacji przeciwko Śląskowi Wrocław. Podopieczni Emila Rajkovica rozpoczęli od zwycięstwa w premierowej partii 20:12 i choć niewiele później gospodarzom udało się doprowadzić do stanu 28:32, Trójkolorowi zakończyli pierwszą połowę serią 9:0.
Rzut równo z końcową syreną zaaplikował rywalom wówczas debiutujący w barwach Wojskowych, Łukasz Wiśniewski. Polak trafił do kosza z odległości 9-10 metrów, dobijając Wilki Morskie i wyprowadzając swój zespół na prowadzenie 41:28. - To są rzuty bez presji. Wtedy nie ma się nic do stracenia - mówił w pomeczowym wywiadzie na antenie Polsat Sport News.
Wiśnia w całym meczu skompletował 10 punktów, trafiając 4 na 5 oddanych rzutów z pola, a do tego dołożył jeszcze 8 asyst! Co ciekawe, gdy 30-latek przebywał na parkiecie, jego drużyna zdobyła aż o 21 oczek więcej niż oponenci!
Wilki Morskie Szczecin do przerwy umieściły w koszu zaledwie 30-procent prób z gry, ale ich dyspozycja po zmianie stron zdecydowanie się poprawiła. Szybkie 8:0 i oba zespoły dzieliły zaledwie 4 punkty! Zryw miejscowych rozpoczął się od faulu technicznego Roberta Tomaszka - dwukrotnie z linii rzutów osobistych trafił Radosław Bojko, a swoje trzy grosze dorzucił wtedy też Paweł Kikowski.
Gdy wydawało się, że podopieczni Uvalina nabierają animuszu, WKS szybko ostudził ich zapędy. Na początku decydującej odsłony Wojskowi przewodzili 60:48 i jak okazało się później, końcowego sukcesu nie oddali już do ostatniej syreny, przerywając serię czterech wyjazdowych porażek i notując 12. zwycięstwo w trwającej kampanii.
W niedzielę klasą dla samego siebie był Aleksander Mladenović, który w niespełna 29 minut zdobył 28 punktów oraz 9 zbiórek. Podkoszowy trafiał do kosza z wszelakich pozycji, zaprezentował bogaty wachlarz zagrań i kompletnie zdominował Urosa Nikolica. Przepustką do triumfu dla Wojskowych była przede wszystkim świetna obrona, momentami nawet na całym placu gry.
W szeregach Wilków Morskich nie zachwycił między innymi lider drużyny, Trevor Releford. Amerykanin miał tylko 6 na 14 z gry, a w sumie zdobył 14 oczek w 35 minut. Koszmarne zawody rozegrał z kolei Mike Rosario. 24-letni obwodowy chybił wszystkie oddane 8 rzutów i zakończył niedzielny mecz bez jakiejkolwiek zdobyczy punktowej. Tyle samo oczek co Releford miał też Witalij Kowalenko, a 13 uzbierał Kikowski.
Szczecinianie trafiali z gry na zaledwie 36-procentowej skuteczności i w tym trzeba upatrywać przyczyn ich wysokiej porażki. Wilki Morskie przegrały już po raz szósty z rzędu i obecnie z bilansem 4-12 plasują się na 13. pozycji w tabeli. Goście gorzej spisywali się co prawda na linii rzutów wolnych (16/17 Wilki, 16/25 WKS), ale w tym przypadku na niewiele się to zdało. Przed Mihailo Uvalinen wiele pracy.
King Wilki Morskie Szczecin - WKS Śląsk Wrocław 68:86 (12:20, 16:21, 20:17, 20:28)
Wilki Morskie: Kowalenko 14, Releford 14, Kikowski 13, Larson 8, Flieger 6, Nikolic 5, Bojko 4, Pytyś 4, Rosario 0.
WKS: Mladenovic 28, Ikovlev 12, Radivojevic 10, Wińsniewski 10, Kinnard 6, Trice 6, Skibniewski 6, Dłoniak 3, Gabiński 3, Tomaszek 2.