Niedzielne spotkanie w Koszalinie miało dość dziwny przebieg. Zielonogórzanie fatalnie grali w pierwszej połowie i po 20 minutach przegrywali - 35:43. Ale po przerwie nastąpiła całkowita odmiana w grze wicemistrzów Polski. Po kilku akcjach goście odrobili straty i przejęli kontrolę nad spotkaniem. - Do gry wróciliśmy w momencie kiedy była "szybka" piątka na parkiecie - mówi opiekun zielonogórzan.
[ad=rectangle]
Stelmet w połowie czwartej kwarty prowadził czternastoma punktami i wydawało się, że goście dowiozą zwycięstwo do samego końca, ale wówczas kompletnie stanęli. Od stanu 65:51 Akademicy zanotowali serię i odnieśli kolejne zwycięstwo ligowe.
- Gratulację dla AZS Koszalin za to zwycięstwo. Myślę, że w pierwszej połowie zagrali zdecydowanie lepiej od nas, byli bardziej agresywni i to miało przełożenie na wynik. W trzeciej kwarcie wróciliśmy do gry. Wydawało się, że mamy wygrany mecz, ale w samej końcówce zagraliśmy bardzo niemądrze, popełniliśmy wiele prostych błędów. Zrobiliśmy za dużo strat... - podkreśla Saso Filipovski, opiekun Stelmetu Zielona Góra.
Zielonogórzanie mieli jeszcze szansę na zwycięstwo w ostatniej akcji, ale rzut Adama Hrycaniuka okazał się nieskuteczny. Docelowo piłka miała trafić w ręce Zamojskiego, ale koszalinianie na takie rozegranie byli świetnie przygotowani.
- Chcieliśmy zagrać akcję na Zamojskiego, ale gospodarze odczytali nasze zamiary. Hrycaniuk został praktycznie sam, ale jego rzut okazał się niecelny. To nie jest wina Hrycaniuka. Warto jednak podkreślić, że nie przegraliśmy przez tę akcję. Przegraliśmy wcześniej - ocenia Słoweniec.
Koszalinianie w tym meczu popełnili aż 18 strat, ale mieli za to więcej zbiórek od zespołu z Winnego Grodu (31-27) - Przegraliśmy mecz przez zbiórki. Gospodarze byli bardzo aktywni na tablicach i nie umieliśmy sobie z tym poradzić - zaznacza trener z Winnego Grodu.
Będzie jeszcze jakiś zmiennik dla T2?
Nie mamy prawdziwego strzelca niestety. Zamoj kreowany Czytaj całość