To był najtrudniejszy mecz w moim życiu - rozmowa z Dominiquem Johnsonem, graczem Jeziora Tarnobrzeg

Starcie Jeziora ze Śląskiem z wielu powodów przejdzie do historii. Lider gospodarzy płakał przed meczem i na konferencji, a powodem tego była tragiczna śmierć przyjaciela, któremu zadedykował wygraną.

Bartosz Półrolniczak: Spotkała cię wielka tragedia, a mimo tego zagrałeś wspaniałe spotkanie. Najtrudniejszy występ w karierze?
Dominique Johnson:

To ciężkie przeżycie dla mojej psychiki. To był zdecydowanie najtrudniejszy mecz w moim życiu, to było bardzo ciężkie... Myślałem tylko o tym, żeby wrócić do domu i pożegnać mojego przyjaciela. Razem dorastaliśmy, to dla mnie wielki cios. Było trudno się pozbierać, ale starałem się walczyć jak w każdym meczu. Rozmawiałem z mamą i siostrą. Powiedziały, że mam zagrać w tym spotkaniu i wygrać. Posłuchałem i tak zrobiłem.

[ad=rectangle]

Nie tylko twoja niesamowita historia, ale cała wasza wygrana chyba na stałe zapisze się w pamięci kibiców i to nie tylko tych z Tarnobrzega.
-

To jest najpiękniejsza wygrana w mojej karierze. Takiego momentu nie da się zapomnieć. Od razu po meczu poszedłem do szatni. Pierwsze co zrobiłem to zadzwoniłem do rodziny i powiedziałem, że wygraliśmy to spotkanie. To znaczy dla mnie naprawdę bardzo dużo, chciałem to zrobić dla mojego przyjaciela.

Jak to jest w ogóle możliwe, że człowiek w takiej trudniej sytuacji życiowej rozgrywa być może najlepszy mecz w sezonie?
-

Za każdym razem gdy wychodzisz na parkiet, musisz walczyć tak, jakby to miał być dla ciebie ostatni występ w życiu. Nie ważne, czy jesteś liderem drużyny, czy nim nie jesteś. Zobacz co się stało z moim przyjacielem... On też nie wiedział, że w tak młodym wieku straci życie w nocy poprzedzającej starcie ze Śląskiem. Trzeba zawsze podchodzić do swoich obowiązków z sercem, by mieć poczucie, że zrobiłeś wszystko co się tylko dało. On miał zaledwie 24 lata, więc był bardzo młody, a ja mam 27. Sam widzisz, że niczego w życiu nie można przewidzieć. Dopóki gram, zawsze będą to robił najlepiej jak tylko mogę i umiem. Nigdy nie odpuszczę, to jest dla mnie proste.

Po meczu widziałem jak bardzo byłeś wzruszony. Spojrzałeś w niebo i pojawiły się łzy.
-

Chciałem wygrać dla niego i zadedykować mu to zwycięstwo. Wierzę, że pomógł nam odnieść sukces i oglądał spotkanie z góry. Chciałem żeby coś ode mnie dostał na pożegnanie, żeby tak po prostu nie odszedł. Myślę, że moja motywacja była jeszcze większa. Nie ukrywam jednak, że nikomu nie życzę takiego spotkania.

Najlepszy strzelec Tauron Basket Ligi znów zaimponował
Najlepszy strzelec Tauron Basket Ligi znów zaimponował

Wracasz do Stanów Zjednoczonych?

- Tak, potrzebuję parę dni. Muszę być teraz z moją rodziną i upewnić się, że wszystko tam na miejscu jest dobrze. Rodzina jest dla mnie zawsze numerem jeden i nic nigdy nie będzie ważniejsze.

Kiedy można się spodziewać twojego powrotu?
-

Nie potrafię w tym momencie określić. Wrócę gdy będę wiedział, że moim bliskim niczego nie brakuje. Muszę w tych trudnych chwilach się nimi zaopiekować. To jest teraz najważniejsze.

Przechodząc do samego meczu, jak udało wam się wygrać drugi raz bez żadnego klasycznego podkoszowego?
-

Było bardzo ciężko walczyć. Śląsk ma w składzie wielu wysokich zawodników, a my ich nie mieliśmy. Zagraliśmy jednak bardzo ambitnie i znaleźliśmy swoją drogę do zwycięstwa. Trafialiśmy wiele ważnych rzutów, szczególnie na linii rzutów wolnych zaprezentowaliśmy się znakomicie. Myślę, że mój przyjaciel nade mną czuwał, bo zazwyczaj trafiam swoje rzuty osobiste na czysto, a tym razem parę z nich odbijało się po obręczy, ale ostatecznie nie pomyliłem się ani razu.

Paradoksalnie to właśnie wy zdobywaliście wiele punktów spod kosza.
-

Zrobiliśmy świetną robotę, najlepiej widać to po zbiórkach. Postawiliśmy twarde warunki i mimo, że fizycznie byliśmy na straconej pozycji to poradziliśmy sobie. Okazuje się, że w tak okrojonym składzie jesteśmy wciąż drużyną i się nie poddajemy. Chcieliśmy dalej wygrywać, bardzo się cieszę, że jesteśmy na dobrej ścieżce.

Źródło artykułu: