Michał Fałkowski: Śmiać się czy płakać?

Porażka z Treflem dobitnie pokazała włocławianom miejsce w szeregu. Sąsiadujący w tabeli i będący w kryzysie przed sobotnim meczem, Trefl nie zostawił żądnych wątpliwości. Czy Anwil przegrał play-off?

W tym artykule dowiesz się o:

Pytać zawodników oraz sztab trenerski Anwilu o to, czy drużyna z Włocławka jest już poza play-off, nie ma najmniejszego sensu. Przede wszystkim - nie, definitywnie jeszcze nic nie jest skończone. Tak powiedzą i trenerzy, i gracze. Że Rottweilery, podobnie jak reszta stawki, mają do rozegrania dziewięć meczów, więc wszystko w ich rękach. Szanse na grę najlepszej ósemce istnieją nadal i nie skończą się dopóki nie wyczerpie się rachunek prawdopodobieństwa.
[ad=rectangle]
Czym innym w przypadku Anwilu są jednak fakty i - w teorii rodem z szalonego umysłu - możliwy bilans, a co!, nawet 9-0, a czym innym spoglądanie w przyszłość i ocena oraz spekulacje na temat tego, jak potoczą się losy zespołu w ostatnich dwóch miesiącach rundy zasadniczej. Zazwyczaj jest odwrotnie: fakty są nieubłagane, ale nadzieja zostaje do końca. Po sobotnim meczu z Treflem Sopot wydaje się, że właśnie nadzieja we Włocławku umarła jako pierwsza. Nawet jeśli fakty mówią, że może się udać, w zespół Anwilu nikt już nie wierzy. Bo nie ma podstaw by to robić.

Dużo szumu było przed meczem z Treflem. Także medialnego. Dla naszego portalu wypowiadali się gracze, którzy zgodnym chórem twierdzili, że starcie w Sopocie nie jest kluczowym w kontekście całego sezonu, ale kluczowym na ten moment. I choć trudno jest kibicom szukać pocieszenia po jakiejkolwiek porażce, nie można zapominać, że włocławscy fani od początku sezonu nie porażkami zajmują się najbardziej, ale fatalnym stylem, tak dalekim od oczekiwań. I właśnie optyka gry drużyny jest obecnie największym problemem.

Czy Anwil powalczy jeszcze o miejsce w play-off?
Czy Anwil powalczy jeszcze o miejsce w play-off?

Rzeczywiście, minionego lata klub nie dysponował środkami, które pozwoliłyby na budowę zespołu walczącego w czołówce. Braki w umiejętnościach jednak zawsze da się nadrobić: walką, zaangażowaniem, energią. To nie jest pustosłowie, to są koszykarskie realia Tauron Basket Ligi, w której często ten słabszy, na papierze, może wygrać z lepszym, ale zmęczonym, lekceważącym i niezaangażowanym. Oczywiście nie w serii, tam nie ma już miejsca dla tuszowanie braków w jakości, ale w pojedynczym meczu? Dlaczego nie. Grzechem głównym zespołu z Włocławka jest jednak to, że w trudnych momentach nie dość, że jest słaby, to jeszcze chowa głowę w piasek i nie podejmuje walki. Raczej szarpie się pojedynczych zrywach pojedynczych graczy. Jak dobitnie stwierdził ostatnio Konrad Wysocki: jeden gra przeciwko piątce rywali, reszta stoi i patrzy. No, ale ktoś taki schemat wymyślił i zaaprobował.

Po wygranej nad Polpharmą koszykarze Anwilu Włocławek otrzymali od sztabu trenerskiego trzy dni wolne. Nie za cenę meczu, czyli w tym przypadku zwycięstwo. To nie była nagroda za dwa punkty w tabeli, a jedynie reakcja na fakt, iż przez dwa tygodnie włocławianie nie rozegrają meczu. Skądinąd, decyzja słuszna - każdemu potrzebna jest chwila oddechu w momencie, w którym przez kilka miesięcy ogląda te same twarze. Praktycznie nie dostali gracze Anwilu wolnego na święta, dostali wolne teraz. A po nim? Stawili się na treningu w środę i mieli aż 12 dni na przygotowania do meczu z Treflem.

Sytuacja zatem całkowicie komfortowa i dla sztabu trenerskiego, i dla zawodników: prawie dwa tygodnie pracy do - być może - najistotniejszego meczu sezonu. Czasu treningowego tyle, ile dusza (sztabu) zapragnie, ciągłość pracy i zachowanie koncentracji (na spotkanie z dziećmi w jednej z lokalnych szkół trener Predrag Krunić  wysłał Mikołaja Witlińskiego, Bartosza Jankowskiego i Adriana Warszawskiego tylko dlatego, by nie dekoncentrować "kluczowych" graczy) - bardziej cieplarnianych warunków nikt nie mógłby sobie wyobrazić. Ani zażyczyć.

Mecz z Treflem był kluczowy nie tylko jeśli chodzi o dopisanie kolejnego zwycięstwa, ale także w kontekście psychiki. Oto bowiem, w przypadku wygranej, po kilku miesiącach pracy, drużyna awansowałaby na ósme miejsce, znalazła się w upragnionej strefie play-off. Nie dość więc, że wszyscy mogliby powtarzać, że "dobrze pracują", ale również odpocząć psychicznie. Choć na chwilę. Porażka sprawiła jednak, że komfortu psychicznego nie ma. Jest za to frustracja, zniechęcenie i oglądanie pleców dwóch beniaminków: z Kutna i Torunia.

I jeszcze słowa niektórych zawodników po meczu, że muszą nauczyć się grać zespołowo w trudnych momentach oraz grać pod presją... Będą się uczyć... W marcu, dwa miesiące przed końcem rundy zasadniczej... Śmiać się czy płakać? Monty Python ma godnych naśladowców.

Źródło artykułu: