Washington Wizards cudem uniknęli kompromitacji, Marcin Gortat wyrównał rekord sezonu

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Washington Wizards byli bliscy wielkiej kompromitacji. Drużyna ze stolicy Stanów Zjednoczonych prowadziła już z Miami Heat 83:48, by ostatecznie pokonać zdziesiątkowanych rywali tylko 99:97.

Marcin Gortat po raz kolejny udowodnił światu, że jego dobra dyspozycja na przełomie lutego i marca nie jest dziełem przypadku. Łodzianin w piątek stanął naprzeciwko rewelacyjnego 25-latka, Hassana Whiteside'a i w dużym stopniu ograniczył jego poczynania. Środkowy Miami Heat miał 10 punktów i zaledwie dwie zbiórki, a gospodarze wygrali walkę pod tablicami w stosunku 43-37.

Polak w siedmiu ostatnich pojedynkach zbiera średnio na występ blisko 14 piłek! W każdym z tych spotkań miał przynajmniej 10 zbiórek, a 6 marca skompletował ich 17, wyrównując swoje najlepsze osiągnięcie w sezonie. 31-latek skompletował ponadto 14 punktów, trafiając 7 na 12 oddanych prób z pola, asystę i dwa bloki. Dla łodzianina jest to już 19. double-double w kampanii 2014/2015, a trzecie z rzędu.

Zarówno Gortat, jak i Whiteside ostatnie fragmenty meczu obejrzeli jednak z perspektywy ławki rezerwowych. Amerykanin grał w sumie zaledwie 20 minut, reprezentant biało-czerwonych o 12 minut więcej. - To była po prostu jedna z decyzji trenera. Nie żaden incydent czy coś w tym stylu - uspokajał podkoszowy Heat. [ad=rectangle] Szkoleniowiec trzykrotnych mistrzów NBA, Erik Spoelstra zapewniał przed meczem w Verizon Center: - Nie chcemy być tylko tonikiem, dodatkiem do innego zespołu. A później jego podopieczni wyszli na parkiet i Washington Wizards w premierowej odsłonie zaaplikowali im 40 punktów, ustanawiając swoją najwyższą zdobycz podczas jednej kwarty w sezonie.

Miami Heat wcześniej stracili już Chrisa Bosha i Josha McRobertsa, a w piątek musieli sobie radzić dodatkowo bez Dwyane'a Wade'a, Luol Denga oraz Mario Chalmers. Na domiar złego, uraz pleców w trzeciej kwarcie wyeliminował z gry Gorana Dragica. Słoweński rozgrywający do tego czasu zdobył 18 oczek, 5 zbiórek, 7 asyst i był najlepszym graczem swojej drużyny.

Goście do przerwy przegrywali 39:67, a po zmianie stron przewaga drużyny ze stolicy Stanów Zjednoczonych osiągnęła swoje apogeum, 35 punktów. Gdy Washington Wizards prowadzili 83:48, trudno było jeszcze upatrywać szans zdziesiątkowanych Miami Heat.

Wysoki deficyt na drużynę Erika Spoelstry podziałał jednak motywująco, natomiast podopiecznych Randy'ego Wittmana wprawił w letarg i osłupienie. Opiekun 5. drużyny Konferencji Wschodniej nie potrafił tchnąć w swoich graczy nowego życia. Przyjezdnym z Florydy znak do ataku trzema celnymi rzutami zza łuku z rzędu dał natomiast Shabazz Napier. Goście zakończyli trzecią partię serią 13:0, ale nawet wtedy, przewaga Czarodziei wynosiła jeszcze 15 oczek.

To co jeszcze kilka chwil wcześniej wydawało się czystą abstrakcją, mogło zostać urzeczywistnione w samej końcówce meczu. Michael Beasley w czwartej kwarcie zdobył 13 punktów, Heat zniwelowali straty do zaledwie jednego oczka i mieli w swoich rękach piłkę, gdy na zegarze pozostawały ostatnie 22 sekundy!

Decydującą akcję rozegrać miał właśnie Beasley, ale jego poczynania ograniczył wówczas świetnie broniący Nene Hilario. 26-latek podał do Henry'ego Walkera, który płynnie złożył się do rzutu zza łuku, stawiając wszystko na jedną kartę. Piłka zatańczyła na obręczy... ale szczęście tego dnia sprzyjało gospodarzom. Nic z tego. Próba gracza, który niedawno związał się drugim 10-dniowym kontraktem z Heat nie doszła celu, dzięki czemu Wizards uniknęli kompromitacji...

W samej końcówce na linii rzutów wolnych był jeszcze Bradley Beal. Obwodowy trafił tylko raz, ale okazała się to pomyłka bez konsekwencji. Rywalom zabrakło już czasu  - zamiast rzucać od razu, Michael Beasley chciał jeszcze wykonać zwód, ale akcję skrzydłowego przerwał odgłos końcowej syreny. Drużyna z Florydy legitymuje się w tym momencie bilansem 27-34 i plasuje na 9. miejscu w Konferencji Wschodniej.

Oprócz Gortata, w szeregach stołecznych dobrze spisywali się Nene i Beal. Brazylijczyk miał 20 punktów (6/12 z gry), a 17 oczek (6/11 z gry) dorzucił 21-letni strzelec. Najbardziej koleżeńskim graczem okazał się z kolei John Wall, który rozdał 12 kluczowych podań. Wizards pokonali Heat po raz drugi w trwających rozgrywkach, notując 35. zwycięstwo, ale dopiero drugie w dziewięciu ostatnich meczach.

Wynik:

Washington Wizards - Miami Heat 99:97 (40:18, 27:21, 21:34, 11:24) (Nene 20, Beal 17, Gortat 14 - Dragic 18, Napier 16, Beasley 13)

Źródło artykułu:
Komentarze (7)
avatar
Seba Stany
7.03.2015
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Ja z Marcina braków dobrze sobie zdaje sprawę. I jego nieobecność w końcówkach była by usprawiedliwiona jakby to coś Wizards dawało… a tak z ostatnich 20 spotkań Marcin nie grał 19 razy (szacuj Czytaj całość
avatar
j0zek
7.03.2015
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Niech w końcu zwolnią tego BARANA! Gortat najlepszy w 3 kwartach i w ostatniej znów siedział na ławie mimo, że topniała przewaga Wizards! Czy on jest normalny, co on ma w tej głowie???  
avatar
Martini87
7.03.2015
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Miami gralo niskim skladem, Gortat gral troche w 4 kwarcie, ale Wittman go zdjal jak Miami zaczelo sypac trojki. Gortat nie umial bronic skrzydlowego, ktory gral na centrze i musial zejsc. Co d Czytaj całość
avatar
kibic żużla.
7.03.2015
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Niech mi ktoś wytłumaczy o co chodzi temu trenerowi Wittmanowi że stosuje taką dziwną taktykę że przetrzymuje całą czwartą kwartę Gortata na ławce, rozumiem taką zasadę jeśli zawodnikowi nie id Czytaj całość
Zychuu
7.03.2015
Zgłoś do moderacji
5
0
Odpowiedz
Ten Wittman to kompromitacja!! Gortat grał 32 minuty a znowu nie grał praktycznie całą 4 kwarte /nie wiem czy nie całą w skrocie od 2-3 minuty 4 kwarty nie ma Gortata/ czyli grał praktyczni Czytaj całość