Dla koszykarzy Asseco Gdynia była to druga porażka z rzędu na własnych obiektach. Wcześniej żółto-niebiescy musieli uznać wyższość Polfarmexu Kutno. Z meczu z Rosą ekipa z Trójmiasta mogła sobie praktycznie zapewnić udział w play-offach, ale gdynianie zagrali bardzo kiepskie zawody. Zupełnie nie przypominali drużyny, która we własnej hali pokonywała wcześniej m.in. Stelmet Zielona Góra, Śląsk Wrocław, czy AZS Koszalin.
- Rosa zagrała bardzo dobre zawody. Goście bardzo skutecznie zatrzymali nas w ataku. Na dodatek punktowali nasze błędy. Pozwoliliśmy im na za dużo otwartych rzutów z dystansu - mówi David Dedek, szkoleniowiec Asseco Gdynia.
[ad=rectangle]
Radomianie zrehabilitowali się swoim kibicom za dwie porażki z rzędu. Goście swoje warunki gry narzucili od samego początku - już do przerwy prowadzili 37:28. Później goście powiększali swoją przewagę, która w pewnym momencie osiągnęła 18 punktów.
- Do tego dołożyliśmy 16 strat. Zagraliśmy za wolno, to nie jest nasza gra. W tym należy doszukiwać się przyczyn naszej porażki - dodaje Dedek.
Kiepskie zawody rozegrał A.J. Walton, który podejmował złe decyzje, nie kreował pozycji kolegom, a na dodatek był bardzo nieskuteczny. Gdynianie w pełni przyjęli warunki gry gości, nie umieli odpowiedzieć na agresywną defensywę.
- Graliśmy bardzo powoli, z kolei Rosa skutecznie zwolniła tempo gry, a my w takiej grze nie czujemy się najlepiej. Wtedy popełniamy sporo błędów i strat. Nie graliśmy swojej koszykówki. Te trójki nam nie wpadały - zaznacza z kolei Przemysław Frasunkiewicz, skrzydłowy Asseco Gdynia.