- Z tego, co sprawdzaliśmy już po meczu to plasujemy się na piątym miejscu i będziemy grać z Legią. Pojedziemy do Warszawy za dwa tygodnie urwać przynajmniej jeden mecz - mówił kilkanaście minut po zakończeniu niedzielnego spotkania Bartłomiej Wróblewski. Drużynie ze Stargardu Szczecińskiego pomógł jej rywal z play-offów. To właśnie porażka warszawskiej Legii sprawiła, że Spójnia mogła awansować z szóstej na piątą pozycję.
[ad=rectangle]
W starciu z GTK Gliwice Spójnia dominowała od początku do końca. Choć w drugiej połowie rywale starali się odrobić straty to zwycięstwo stargardzkich koszykarzy nie było zagrożone. - Pierwsza połowa rzeczywiście była dobra w naszym wykonaniu. Skuteczność za trzy punkty i niezła obrona zaważyły na tym, że do przerwy prowadziliśmy dosyć wysoko. Myślę, że w drugiej połowie trochę rozprężenia weszło w nasze szyki i goście też zaczęli lepiej grać. Dlatego końcówka była bardziej nerwowa - ocenił Wróblewski.
Bartłomiej Wróblewski w 26 spotkaniach na parkiecie spędzał średnio po 14 minut. W tym czasie zdobywał 4,7 punktu. Częściej jednak trafiał na parkietach rywali. W niedzielę z dobrej strony pokazał się również w Stargardzie. Rzucił osiem punktów, w tym pięć w końcówce, gdy gliwiczanie zredukowali stratę do siedmiu "oczek". - To prawda. Specyficznie to zawsze wyglądało. Cieszę się, że te rzuty wpadły. Tym bardziej, że goście nas dochodzili. Nie wiem z czego to wynika. Może jakieś kwestie psychologiczne. W każdym meczu staram się grać jak najlepiej, ale w Stargardzie to zawsze różnie wychodziło - analizował.
Szansę w niedzielę dostali też inni wychowankowie, którzy mieli swoje pięć minut, szczególnie w drugiej kwarcie. - Paweł Bodych trafił swoje rzuty. Bartek Berdzik też. To cieszy - podkreślił rzucający Spójni.
Jak nasz rozmówca ocenił zakończoną rundę zasadniczą? Spójnia odniosła 15 zwycięstw. - Planem głównym było wejście do ósemki, a skończymy na piątym miejscu. To dość wysokie osiągnięcie patrząc, jak liga jest wyrównana w tym sezonie. Myślę, że wszyscy w klubie są zadowoleni - stwierdził Wróblewski.