Z kapitalnej strony zaprezentował się w piątkowy wieczór Mike Taylor. W starciu z King Wilkami Morskimi Szczecin zdecydowanie dominował na parkiecie. Już po pierwszej kwarcie uzbierał 15 punktów, notując świetną skuteczność z gry - na poziomie blisko 86 procent. Pomylił się tylko raz - przy jednej z trzech prób rzutu z dystansu. W drugiej części przebywał na boisku już dużo mniej czasu - tylko niecałe 4,5 minuty - dokładając do swojego dorobku 7 "oczek".
[ad=rectangle]
Po zakończeniu trzeciej odsłony przy jego nazwisku widniały już 34 punkty i wydawało się, że spokojnie pobije rekord bieżącego sezonu, należący do Mylesa McKaya. Przypomnijmy, iż strzelec dąbrowskiego MKS-u w lutowym starciu z Polfarmexem Kutno zdobył 40 "oczek". Trzeba jednak nadmienić, że na parkiecie przebywał ponad 35 minut, czyli o 9 więcej od rzucającego Rosy. Ostatecznie były zawodnik PGE Turowa Zgorzelec może pochwalić się 39 punktami. Trafił aż 7 "trójek"!
- Szczerze mówiąc, w ogóle nie myślałem o rekordzie. Chciałem jak najlepiej pomóc drużynie - Amerykanin skromnie skomentował swój wyczyn. Zgromadzeni w hali kibice byli pod ogromnym wrażeniem gry tego zawodnika i zanotowanych przez niego statystyk.
Od momentu przyjścia do Rosy rzucający potwierdza, że jego pozyskanie było dobrą decyzją działaczy. Już w debiucie w barwach radomskiego klubu zapisał na swoim koncie 27 punktów. Świetny poziom zaprezentował również w konfrontacji z byłym pracodawcą.
O ile we wcześniejszych spotkaniach można było mieć zastrzeżenia do skuteczności Taylora, to w piątkowy wieczór pudłował już bardzo rzadko. Ponadto w większości meczów łatwo zauważyć pewną prawidłowość - jeżeli rzucający gra dobrze, to drużyna wygrywa. Jeśli spisuje się gorzej, o zwycięstwo jest dużo trudniej.