Marcin Pławucki: Byliśmy na siebie niesamowicie źli
Rozgrywający okazał się jedną z najważniejszych postaci Sokoła. Świetnie zastąpił kontuzjowanego Karola Szpyrkę i razem ze swoją drużyną zagra w finale 1. ligi.
Walka z Miastem Szkła Krosno pokazała, że w sporcie nie ma rzeczy niemożliwych. Ostatnie starcie było już popisem miejscowych, którzy w pewnym momencie mieli już ponad 20 "oczek" więcej. Podopieczni Michała Barana przegrali co prawda tylko 78:86, ale nie oddaje to w pełni tego, że PTG Sokół Łańcut miał całe spotkanie pod kontrolą.
- W najważniejszym momencie sezonu pokazaliśmy, że jesteśmy mocni u siebie. Potwierdza to zresztą sezon zasadniczy. Mieliśmy w sobie więcej pozytywnej agresji, determinacji. Może zespół z Krosna tego nie potwierdzi, ale na pewno byli podłamani tym, w jaki sposób przegrali u siebie dwa razy. Poza tym, przy takim dopingu nie można nie wygrać spotkania. Dla takich kibiców warto było to zrobić - analizuje rozgrywający.
Wielu martwiło się, jak będzie wyglądać gra łańcucian bez kontuzjowanego Karola Szpyrki. Okazało się, że szeroka rotacja okazała się tu zbawienna, a Marcin Pławucki jest coraz większym wsparciem dla Dawida Bręka.Szymon Rduch po awansie do finału: Byliśmy na fali
-
fachmanzakompem Zgłoś komentarz
wczoraj (albo o dominacji Sokoła), a najwyrazniej nawet meczu nie widziałeś. Jak nie możesz iść na mecz to nie pisz o nim, a jak nie możesz nie pisać to powstrzymaj się przynajmniej od opinii o sprawach, których nie widziałeś.