Marcin Pławucki: Byliśmy na siebie niesamowicie źli

Rozgrywający okazał się jedną z najważniejszych postaci Sokoła. Świetnie zastąpił kontuzjowanego Karola Szpyrkę i razem ze swoją drużyną zagra w finale 1. ligi.

Końcówka rozgrywek na zapleczu ekstraklasy w pełni rekompensuje kibicom koszykówki to, że większość sezonu zasadniczego było przewidywalne, a faworyci wygrywali wysoko. Półfinały dały sporą dawkę emocji. Dość powiedzieć, że zarówno PTG Sokół Łańcut, jak i BM Slam Stal Ostrów Wielkopolski potrzebowały aż pięciu gier, by zameldować się w wielkim finale. Szacunek budzi zwłaszcza wyczyn ekipy z Podkarpacia, która serię zaczęła od dwóch porażek na własnym parkiecie, a mimo to wyszła z opresji.
[ad=rectangle]
- Byliśmy na siebie niesamowicie źli po tych porażkach. To nie była nasza gra, prezentowaliśmy się fatalnie. Wiedzieliśmy, że jesteśmy lepsi od rywala. To nas tak mocno zmotywowało, że odrobiliśmy straty. To właśnie ta wiara sprawiła, że wygraliśmy trzy razy z rzędu - podkreśla Marcin Pławucki.

Walka z Miastem Szkła Krosno pokazała, że w sporcie nie ma rzeczy niemożliwych. Ostatnie starcie było już popisem miejscowych, którzy w pewnym momencie mieli już ponad 20 "oczek" więcej. Podopieczni Michała Barana przegrali co prawda tylko 78:86, ale nie oddaje to w pełni tego, że PTG Sokół Łańcut miał całe spotkanie pod kontrolą.

- W najważniejszym momencie sezonu pokazaliśmy, że jesteśmy mocni u siebie. Potwierdza to zresztą sezon zasadniczy. Mieliśmy w sobie więcej pozytywnej agresji, determinacji. Może zespół z Krosna tego nie potwierdzi, ale na pewno byli podłamani tym, w jaki sposób przegrali u siebie dwa razy. Poza tym, przy takim dopingu nie można nie wygrać spotkania. Dla takich kibiców warto było to zrobić - analizuje rozgrywający.

Wielu martwiło się, jak będzie wyglądać gra łańcucian bez kontuzjowanego Karola Szpyrki. Okazało się, że szeroka rotacja okazała się tu zbawienna, a Marcin Pławucki jest coraz większym wsparciem dla Dawida Bręka.

Marcin Pławucki okazał się cichym bohaterem półfinału
Marcin Pławucki okazał się cichym bohaterem półfinału

- Pewności siebie mi nie brakowało. Rywalizacja z Karolem naprawdę dużo mi dała, jest rutynowanym zawodnikiem. Zwłaszcza czytanie gry i kontrolowanie tempa. Gdy go zabrakło, po prostu musiałem przejąć jego rolę - przyznaje Pławucki.

Czasu na odpoczynek nie ma w zasadzie wcale. Już w weekend rusza finał. Rywalem koszykarzy Dariusza Kaszowskiego będzie najlepsza w sezonie zasadniczym drużyna z Ostrowa Wielkopolskiego. - Poradzimy sobie. Jesteśmy dobrze przygotowani, trener wykonał świetną robotę. Każdy o siebie dba i jestem spokojny. Cieszę się, że zagramy ze Stalą. To moje miasto, chce tam wrócić i wygrać - nie ukrywa zawodnik Sokoła.

Źródło artykułu: