Sensacja w Zgorzelcu! Energa Czarni wygrali z PGE Turowem!

Co za otwarcie Energi Czarnych! Osłabieni słupszczanie znakomicie rozpracowali przeciwnika i wygrali w pierwszym meczu półfinału z PGE Turowem. Zgorzelczanie stracili tym samym przewagę boiska!

Mimo nieobecności jednego z liderów Karola Gruszeckiego, słupszczanie radzili sobie naprawdę przyzwoicie. Jego absencja nie była aż tak odczuwalna, zwłaszcza że w pierwszej kwarcie znakomicie spisywał się Jarosław Mokros. 25-letni Polak był bezbłędny w rzutach z dystansu i nie mylił się również na linii rzutów wolnych. Już po pierwszej kwarcie miał na swoim koncie 13 punktów.

To w pewnym stopniu przez niego PGE Turów był w gorszym położeniu i musiał gonić przeciwnika. Zgorzelczanie bowiem nie zachwycali, bo w ofensywie byli chimeryczni. Niemało problemów sprawiała im defensywa zespołu Donaldasa Kairysa. Energa Czarni często zmieniali sposób krycia, toteż gospodarze długo nie mogli się przebić do strefy podkoszowej.
[ad=rectangle]
Zresztą w drugiej odsłonie zawodnicy Miodraga Rajkovicia przez kilka minut nie potrafili powiększyć swojego dorobku. Obrońcy tytułu razili nieskutecznością, ale również brakiem pomysłu na sforsowanie przeciwnika. Tymczasem "Czarne Pantery" radziły sobie znakomicie. Przede wszystkim bardzo dobrze prezentował się Kyle Shiloh. Amerykanin zbierał sporo piłek, asystował i niekiedy sam też trafiał (w całym meczu uzbierał 9 punktów, 11 zbiórek i 4 asysty). Umiejętnie kierował grą przyjezdnych, którzy w pewnym momencie prowadzili już jedenastoma punktami.

Przewaga mogła być jeszcze większa, ale Callistus Eziukwu i Drago Pasalić kiepsko radzili sobie blisko kosza - albo pudłowali, albo popełniali rażące błędy. Zresztą w obronie nie byli wcale lepsi. W końcu po ponad pięciu minutach impas przerwał PGE Turów, którego z tarapatów wyciągnęli Kyryło Natiażko i Mardy Collins. Ukrainiec stanowił mur nie do przejścia, a w dodatku był skuteczny. W szybkim tempie przygraniczny klub odrobił straty i jeszcze przed przerwą objął prowadzenie.

Tyle że po wznowieniu gry znacznie lepiej grali słupszczanie. Koszykarze Kairysa, podobnie jak na początku drugiej odsłony, grali naprawdę dobrze w ataku. Nie zawodził Jerel Blassingame, który już wcześniej dobrze rozdawał piłki i trafiał na niezłej skuteczności. Amerykański rozgrywający również po przerwie miał fragment, kiedy zgorzelczanie nie potrafili go zatrzymać. W całym spotkaniu natomiast zdobył 17 punktów, rozdał 9 asyst i miał 2 zbiórki.

Energa Czarni zdołali nawet odskoczyć na kilka punktów, ale obrońcy tytułu zdołali zapanować nad sytuacją i zniwelować dystans. W ważnym momencie trafiali Michał Chyliński i Vlad-Sorin Moldoveanu. Wymieniony duet sprawił, że PGE Turów objął prowadzenie i był bliżej zwycięstwa.

Ale w końcówce nie brakowało walki. Goście nie odpuszczali i twardo bronili. Zresztą z powodu pięciu przewinień stracili dwóch zawodników - Pasalicia i Michała Nowakowskiego. Słupszczanie ponownie kombinowali z ustawieniem w obronie i to im się opłaciło, bo zmusili mistrza do błędów, a następnie potrafili to wykorzystać. Zgorzelczanie próbowali się jeszcze ratować, ale gwóźdź do trumny wbił Eziukwu i w pierwszy meczu doszło do sporej niespodzianki!

PGE Turów Zgorzelec - Energa Czarni Słupsk 76:81 (21:23, 19:16, 20:24, 16:18)

PGE Turów: Collins 17, Kulig 11, Moldoveanu 11, Chyliński 10, Natiażko 10, Jaramaz 7, Czyż 4, Taylor 4, Dylewicz 2.

Energa Czarni: Blassingame 17, Mokros 15, Eziukwu 10, Shiloh 9, Cesnauskis 9, Nowakowski 8, Pasalić 7, Borowski 6, Seweryn 0.

Stan rywalizacji: 1-0 dla Energi Czarnych

#dziejesiewsporcie: Najgorszy złodziej świata

Źródło: sport.wp.pl

Źródło artykułu: