Słupszczanie rewelacyjnie rozpoczęli czwartkowe zawody. W połowie drugiej odsłonie prowadzili nawet 32:21. Goście świetnie egzekwowali swoje zagrywki w ataku (13 punktów Jarosława Mokrosa), a na dodatek dobrze grali w defensywie. Zgorzelczanie przez kilka pierwszych minut w drugiej kwarcie nie potrafili wyprowadzić skutecznej akcji.
Później jednak przełamali impas i na przerwę schodzili z jednopunktowym prowadzeniem. Do szatni niezwykle zdenerwowany schodził Jerel Blassingame, który na swoim koncie po 20 minutach miał dwa punkty i siedem asyst.
[ad=rectangle]
- Wiadomo, że jak gram słabo, to jestem z siebie niezadowolony. To normalne. Tak było w pierwszej połowie. W szatni przemyślałem wszystko, porozmawiałem z trenerem i od razu zaczęło to lepiej funkcjonować. Znalazłem swoją drogę do kosza. Tutaj trzeba oddać naszym podkoszowym, że stawiali znakomite zasłony. Byłem po nich wolny i mogłem spokojnie rzucać - mówi nam zawodnik.
Po przerwie Blassingame znów udowodnił, że jest jednym z najlepszych graczy w Tauron Basket Lidze. W drugiej połowie łącznie uzbierał 15 oczek i dwie asysty. Amerykanin poprowadził swoją drużynę do wygranej. Gracz podkreśla jednak wielki wkład pozostałych graczy w to zwycięstwo.
- Uważam, że kluczem do wygranej była zespołowość. Pokazaliśmy jej nieco więcej, niż ekipa PGE Turowa Zgorzelec. To nie jest tak, że tylko Blassingame wygrał, a reszta się nie liczy - dodaje gracz.
W sobotę słupszczanie mogą jeszcze bardziej zbliżyć się do wielkiego finału. Czy zgorzelczanie na to pozwolą? - Wygraliśmy jedno spotkanie, ale my na tym nie poprzestajemy. Chcemy awansować do finału, a później zgarnąć mistrzostwo. To jest nasz cel. Nie zaspokaja nas jedno zwycięstwo, wciąż jesteśmy głodni wygranych - zaznacza Blassingame.
JB prowadź drużynę do finału i po zloty medal