Zielonogórzanie mieli dużą szansę, by w drugim spotkaniu przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Na kilka sekund przed końcem piłka wyślizgnęła się jednak Aaronowi Celowi. - Niestety jest niedosyt. W drugim meczu byliśmy bardzo blisko, szkoda tych ostatnich akcji. Można powiedzieć, że niestety los chciał, aby tak się stało, bo zanotowaliśmy pechową stratę. Tak się zdarza, piłka prawdopodobnie była śliska, ale nie ma co rozpamiętywać, bo zaraz jest kolejny mecz. Trzeba wziąć się w garść i wierzę, że u siebie jesteśmy w stanie dwa razy wygrać - podsumował Kamil Chanas.
[ad=rectangle]
Sobotni mecz miał podobny przebieg do czwartkowego. Po udanym początku Stelmet znalazł się na prowadzeniu, lecz kolejne fragmenty należały gry do PGE Turowa. W czwartej karcie Biało-Zieloni odrobili straty i wynik rozstrzygał się w ostatnich sekundach. W końcówce dwukrotnie lepiej spisali się zgorzelczanie. - Może dzieje się tak dlatego, że Turów gra u siebie, pewniej się czuje. Ważne i fajne jest to, że potrafimy zareagować i wrócić do gry - to jest pozytyw. Wiadomo, że to detale decydują o wyniku w finałach - może jakieś zbiórki w ataku, lepsze zastawienie, bo takie szczegóły przechylają czasem szalę zwycięstwa - ocenił rzucający.
Myśląc o wyrównaniu wyniku serii, Stelmet musi znaleźć sposób na Mardy'ego Collinsa. W pierwszym meczu Amerykanin zdobył dla PGE Turowa 21 punktów, a w drugim spotkaniu dołożył do dorobku drużyny jedno oczko mniej. - Na pewno będziemy pod niego coś szykować, oglądać mecze. Wiadomo, że Collins to zawodnik z dużym talentem, ale to też człowiek i wierzę, że jesteśmy w stanie go zatrzymać - zakończył Chanas.
Kolejne dwa pojedynki finałowej serii zostaną rozegrane w Zielonej Górze we wtorek i w czwartek.