- Jednego koszykarza mamy już wybranego i obecnie dopinamy szczegóły kontraktu. Myślę, że wkrótce podpiszemy kontrakt i będziemy mogli ogłosić nazwisko zawodnika. To będzie nasz przedostatni transfer. Planujemy jeszcze zatrudnić skrzydłowego - mówił prezes PGE Turowa Zgorzelec, Waldemar Łuczak, jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem, że do drużyny dołączył Daniel Dillon.
[ad=rectangle]
Australijczyk został ostatecznie ogłoszony w miniony piątek jako ostatni zawodnik na pozycjach 1-2. Do pełnego zakończenia budowy składu brakuje jednak jeszcze jednego koszykarza - skrzydłowego.
- Szukamy jeszcze gracza, który wzmocniłby pozycję numer trzy. Najlepiej żeby udało nam się zatrudnić jednak takiego zawodnika, którego mógłbym rotować także na czwórce. Chodzi o to, aby gracz był jak najbardziej wszechstronny - mówi trener PGE Turowa Piotr Ignatowicz.
Wicemistrz Polski posiadał już w swoim składzie, który spełniał takie warunki i który na długo będzie wyznacznikiem klasy oraz wielkich umiejętności na tej pozycji. To oczywiście J.P. Prince, w zeszłym sezonie gracz Telenetu Ostenda.
- Właśnie kogoś takiego szukamy. Oczywiście z zachowaniem odpowiednich proporcji i nie konkretnie J.P. Prince'a, bo na niego nas po prostu nie stać. Jednak właśnie zawodnika o takim profilu nam brakuje w składzie. Skrzydłowego, który umie zagrać z piłką, potrafi trafić za trzy, ale także skutecznie wejść pod kosz oraz wspomoże wysokich w grze na tablicach - tłumaczy trener PGE Turowa.
Znalezienie koszykarza o takich cechach - wobec ograniczeń finansowych PGE Turowa - nie jest jednak łatwe. - Póki co nie mam żadnych konkretnych informacji do przekazania. Oczywiście, jest lista graczy, nad którymi się zastanawiamy, ale póki co nie możemy być niczego pewni. Nie spieszymy się jednak. Chcemy zbudować jak najlepszy skład, a nie jak najszybciej - kończy trener PGE Turowa.