W poniedziałek działacze Startu Lublin poinformowali o zakontraktowaniu dwóch koszykarzy amerykańskich. Umowy z klubem z Lubelszczyzny podpisali: Trency Jackson i Rob Poole. Ten pierwszy o minuty na tej pozycji będzie rywalizował z Janem Grzelińskim. W minionym sezonie dla zespołu Western Kentucky zawodnik notował średnio 10,4 pkt, 3,2 zbiórki i 2,7 asysty.
[ad=rectangle]
Karol Wasiek: Na początek chciałbym cię zapytać o twój ostatni rok na uczelni. Jaki to był sezon dla ciebie i drużyny?
Trency Jackson: Myślę, że całkiem udany dla obu stron. Z siebie jestem jak najbardziej zadowolony. Jestem zdania, że w minionym roku zrobiłem progres w wielu elementach koszykarskiego rzemiosła, co mnie bardzo cieszy. Moje statystyki chyba nie wyglądają tak źle? (śmiech). Żałuję jedynie, że nie dostaliśmy się do "NCAA Tournament", mimo że mieliśmy na to szanse. Niestety kilka wpadek uniemożliwiało nam grę w tych rozgrywkach.
Wiem, że latem starałeś się o angaż w najlepszej lidze świata. Jak wyglądają twoje relacje z NBA?
- Tak, starałem się o pracę w NBA. Byłem rezerwowym w Memphis Grizzlies na Ligę Letnią. Moje relacje z drużyną wyglądały tak, że jeśli któryś z podstawowych zawodników nabawiłby się kontuzji, to ja wskoczyłbym w jego miejsce. Cieszę się, że miałem okazję być w takiej drużynie. Żałuję jedynie, że nie udało się zaprezentować swoich umiejętności na parkiecie.
Wyjeżdżasz ze Stanów Zjednoczonych i decydujesz się podpisać pierwszy zawodowy kontrakt. Twoim pracodawcą będzie polski klub - Start Lublin. Skąd taka decyzja?
- Uznałem, że to będzie najlepsza opcja rozwoju dla mnie. Miałem szansę podpisać kontrakt w silniejszych ligach, ale mi zależy przede wszystkim na dużej liczbie minut i systematycznym rozwoju. To jest mój priorytet. Nie chcę iść do klubu i siedzieć na ławce. Takie coś mnie w ogóle nie interesowało. Nie ukrywam, że jestem bardzo podekscytowany nowym wyzwaniem, które jest przede mną. Wierzę, że podołam wszystkim oczekiwaniom.
Miałeś okazję rozmawiać z kimś na temat Polski? Wiem, że twoim dobrym kolegą jest Tyrone Brazelton, który miał okazję grać w Tauron Basket Lidze.
- Tak, to prawda. Tyrone to mój bardzo dobry kolega, który doradzał mi przyjazd do Polski. Wiele dobrych słów powiedział na temat waszego kraju. Można powiedzieć, że on też swoją koszykarską karierę zaczynał w Polsce. Tutaj się wybił i poszedł do lepszych klubów. Chciałbym podążyć jego drogą.
Absolwentem Western Kentucky jest również A.J. Slaughter. Mieliście okazję się poznać?
- Oczywiście, że tak. To mój bardzo dobry przyjaciel. Często ze sobą rozmawiamy. Jestem doskonale zorientowany w jego sytuacji. Wiem, że przyjął polskie obywatelstwo i będzie grał w waszej reprezentacji podczas mistrzostw Europy. A.J. bardzo cieszy się z tego powodu. Wiem, że bardzo poważnie traktuje to wyzwanie.
Miałeś już okazję porozmawiać z trenerem na temat swojej roli w zespole?
- Rozmawiałem z trenerem, ale koncentrowaliśmy się wówczas na sprawach związanych z kontraktem. To nie była rozmowa na temat roli w zespole, liczby minut, czy zadań, które będę pełnił. Myślę, że przyjdzie czas jeszcze na takie dyskusje.
Porozmawiajmy chwilę o tobie. Działacze przedstawiają cię jako rozgrywającego. Jakim typem gracza jesteś? Typowy kreator?
- Myślę, że teraz odchodzi się już od typowych rozgrywających, którzy tylko kreują grę i nie rzucają. Ja grożę rzutem z dystansu i lubię to robić. Na pewno mogę zapewnić, że będę robił wszystko, aby pomagać drużynie. Nie przyjadę i nie będę grał pod siebie. Uważam, że jest takim typem gracza, na którego kibice lubią patrzeć. W mojej grze jest dużo atletyzmu, szybkości. Staram się korzystać z moich atutów. Rozmawialiśmy przed chwilą o A.J. Slaughterze. Mogę powiedzieć, że moja gra jest bardzo podobna do jego. Gramy w niemal identyczny sposób.
Bedzie to trudne ale Lublin zasluguje na kosza w dobrym wydaniu