Tomasz Prostak bliski pozostania w Turowie. Mateusz Kostrzewski spragniony gry

Tomasz Prostak jest coraz bliżej podpisania kontraktu z Turowem. Dobre występy w sparingach sprawiają, że zyskuje on zaufanie trenera. Pozytywny oddźwięk ma również gra powracającego po urazie Mateusza Kostrzewskiego oraz strzelca Daniela Dillona.

W minionym sezonie Tomasz Prostak reprezentował barwy pierwszoligowej Astorii Bydgoszcz dla której zdobywał średnio niespełna 13 punktów na mecz. Choć z Turowem nie wiąże go jak na razie żaden kontrakt to niemal od samego początku przygotowań ciężko pracuje z drużyną trenera Piotra Ignatowicza. 27-letni obrońca walczy o umowę z wicemistrzami Polski i jak na razie jest na dobrej drodze do osiągnięcia swojego celu.

Prostak dał próbkę swoich umiejętności już na przedsezonowym turnieju w Prudniku. W finale przeciwko gospodarzom - meritumkredyt Pogoni, był wraz z Piotrem Niedźwiedzkim drugim po Filipie Dylewiczu najlepszym strzelcem zespołu, notując na swoim koncie 13 punktów. Poprzeczka została podniesiona nieco wyżej w miniony weekend, kiedy Turów w Radomiu rywalizował już z ekstraklasowymi rywalami. Prostak ponownie nie zawiódł i w starciu z Polskim Cukrem Toruń zdobył 19 punktów, będąc liderem swojego zespołu w tej kategorii koszykarskiego rzemiosła.

- Tomek przepracował z nami cały okres przygotowawczy. Trenował ciężko i sumiennie. Słuchał naszych uwag i bardzo szybko chłonął przekazywaną wiedzę. Choć nie jest najmłodszy to ma pewne braki taktyczne. Do tej pory nie miał szansy pracować w takim systemie z jakim spotkał się w Zgorzelcu, a sam przeskok z poziomu I ligi do ekstraklasy nie jest łatwy. Jest jednak odważny w swoich działaniach, nie boi się brać odpowiedzialności na swoje barki w trudnych momentach i wiem, że gdy jest na parkiecie to mogę na niego liczyć. Myślę, że Tomek zostanie z nami na dłużej - mówi Piotr Ignatowicz, trener PGE Turowa Zgorzelec.

Drugim polskim zawodnikiem, którego postawa napawa optymizmem jest Mateusz Kostrzewski. 26-letni skrzydłowy nie spędził w minionym sezonie na parkiecie ani minuty. Powodem była kontuzja pęknięcia kości stopy podczas jednego z meczów przedsezonowych oraz przedłużająca się w wyniku tego rehabilitacja. Trener Miodrag Rajković nie mógł więc korzystać z usług swojego podopiecznego, a widok przesiadującego na ławce rezerwowych Kostrzewskiego stał się dla kibiców codziennością.

- Liczymy na niego i wiemy, że jest bardzo dobrym zawodnikiem. Już rok temu sprowadziliśmy go do Zgorzelca w takim celu aby odgrywał ważną rolę, a nie przesiadywał tylko i wyłącznie na ławce. W jego przypadku jedynym znakiem zapytania było to jak po roku przerwy będzie wyglądał pod względem fizycznym - komentuje Ignatowicz.

Jak na razie Kostrzewski jednak nie zawodzi, bo w meczach z BK Opavą (13 punktów), Treflem (15 pkt.) i Polskim Cukrem (10 pkt.) był ważnym ogniwem zespołu.

- Przyjechał do nas wcześniej i od początku ciężko pracował. Obecnie pokazuje, że jest głodny gry. Po kontuzji stopy nie ma śladu. W Radomiu grał z głową, a w indywidualnych pojedynkach spore problemy miał z nim Markeith Cummings z Torunia. Podobało mi się to jak Mateusz rywalizował z Amerykaninem - dodaje trener czarno-zielonych.

Jak na razie jednym z najrówniej grających zagranicznych koszykarzy PGE Turowa jest natomiast Daniel Dillon. Australijczyk, który zadebiutuje na parkietach Tauron Basket Ligi, wyrasta powoli na lidera zgorzeleckiego zespołu. W jego poczynaniach widać doświadczenie nabyte podczas gry w europejskich pucharach. Dillon oprócz meczu z KS Pogonią Prudnik nie schodził poniżej dwucyfrowego dorobku punktowego. W pojedynku z czeską BK Opavą był bardzo bliski zanotowania double-double bo oprócz 13 punktów zapisał na swoim koncie także 9 zbiórek. W meczu z Treflem, który Turów wygrał 69:59, był absolutnym liderem rzucając rywalom łącznie aż 25 punktów. We znaki dał się także drużynie prowadzonej przez trenera Jacka Winnickiego. Ekipie z Torunia Australijczyk zaaplikował bowiem 17 "oczek".

- Dillon to sprawdzone nazwisko. Analizowaliśmy jego grę przed podpisaniem kontraktu i dokładnie wiedzieliśmy kogo bierzemy. Nie było więc praktycznie żadnego ryzyka. Z powodzeniem grał przez trzy lata w Rumunii i z dobrej strony prezentował się w rozgrywkach EuroChallenge. Byłbym bardzo zdziwiony gdyby u nas nie zafunkcjonował. W dotychczasowych sparingach potwierdza, że jest klasowym graczem - mówi na zakończenie Piotr Ignatowicz.

Źródło artykułu: