PGE Turów udanie zainaugurował udział w rozgrywkach FIBA Europe Cup. Wicemistrz Polski pokonał ekipę Pieno Zvaigzdes 90:80, choć mecz rozpoczął fatalnie. Po kilku pierwszych minutach Litwini prowadzili bowiem aż... 20:5. Po spotkaniu trener Piotr Ignatowicz skomentował spotkanie dokonując porównania z zeszłorocznym zespołem PGE Turowa.
- Tamten zespół grał w Eurolidze, my walczymy w FIBA Europe Cup. Poziom naszych meczów na pewno będzie w tym sezonie niższy, ale za to emocje i dramaturgia będą większe - stwierdził opiekun zgorzelczan.
Środowe starcie układało się dla wicemistrzów Polski sinusoidalnie. Drugą kwartę gospodarze wygrali 33:23, dzięki czemu odrobili straty z pierwszej odsłony i na przerwę schodzili z wynikiem 47:45. Po zmianie stron jednak znowu kontrolę nad meczem przejęli gości i wyszli na prowadzenie 69:62. W 35. minucie natomiast wygrywali już 80:72 i wydawało się, że PGE Turów przegra mecz.
Jak się jednak okazało - nic bardziej mylnego. Zgorzelczanie zagrali fenomenalnie w defensywie w kluczowym fragmencie meczu i wygrali ostatnie cztery minuty i 40 sekund aż... 18:0!
- Gramy falami i to jest nawet widoczne po wyniku. Są momenty, że prezentujemy się dobrze, po czym oddajemy za darmo masę punktów i zbiórek. Ciężko się to ogląda zarówno dla mnie, jak i dla fanów, ale zdecydowanie potrzeba czasu, aby to się zmieniło - stwierdził po ostatniej syrenie trener Ignatowicz.
PGE Turów może więc mówić o dużym szczęściu, ale w końcu w Polsce "od zawsze" funkcjonuje stwierdzenie, że szczęście sprzyja lepszym. Zgorzelczanie zagrali bardzo skutecznie w najważniejszym momencie spotkania i tym samym sprawili, że wcześniejsze etapy poszły w zapomnienie.
- Ostatecznie pomyślnie to się dla nas zakończyło i to jest najważniejsze. Moi zawodnicy pokazali naprawdę wielkie serce do gry - podsumował opiekun zespołu.