Podopieczni Tomasza Jagiełki w ostatnich meczach prezentowali bardzo dobrą formę, co chcieli udokumentować w starciu z wymagającym rywalem, jakim bez wątpienia jest jest łańcucki Sokół. W środowy wieczór śląski zespół musiał jednak uznać wyższość rywali przegrywając po raz drugi w tym sezonie we własnej hali.
Spotkanie nie rozpoczęło się dobrze dla miejscowych, którzy po trzech minutach gry przegrywali już 13:3. Tyszanie co prawda przebudzili się potem i kilka razy zdołali zmniejszyć straty, jednak po dwudziestu minutach gry Sokół miał nadal o 10 "oczek" więcej od GKS.
Dwucyfrowa strata nie była jedynym problemem sztabu szkoleniowego gospodarzy. Innym był fakt, że wielkie problemy z przewinieniami mieli podkoszowi zawodnicy GKS. Tomasz Bzdyra miał ich na swoim koncie cztery, z kolei Mariusz Markowicz i Wojciech Barycz po trzy.
To nieco wymusiło na tyskim zespole obniżenie składu, a to z kolei przyniosło same korzyści. GKS przyspieszył grę, trafił kilka "trójek" i na decydującą kwartę wychodził przy stracie zaledwie punktu. Na upragnione prowadzenie gospodarzy wyprowadził Karol Szpyrka. były zawodnik Sokoła, a ich gra wyglądała naprawdę obiecująco.
Gdy na pięć minut przed końcem kolejny raz zza linii 6,75 celnie przymierzył Piotr Hałas GKS objął prowadzenie 63:54 i wydawało się, że są na najlepszej drodze do wygranej. Rywale spięli jednak szeregi, zdobyli 8 punktów z rzędu i w końcówka zrobiła się niezwykle dramatyczna.
W decydujących momentach ciężar zdobywania punktów w Sokole wziął na siebie Marcin Pławucki i to on okazał się bohaterem meczu, który przyjezdni wygrali ostatecznie różnicą 3 punktów.
GKS Tychy - Max Elektro Sokół Łańcut 68:71 (16:22, 13:17, 20:11, 19:21)
GKS: Barycz 12, Piechowicz 11, Hałas 11, Deja 9, Dziemba 8, Bzdyra 6, Szpyrka 5, Markowicz 2, Basiński 2, Olczak 2.
Max Elektro Sokół: Jakóbczyk 21, Pławucki 14, Klima 13, Wrona 7, Koszuta 6, Kulikowski 6 (10 zb), Pisarczyk 4, Fortuna 0, Czerwonka 0.
[multitable table=670 timetable=493]Tabela/terminarz[/multitable]