Sacramento Kings w czwartek musieli radzić sobie bez DeMarcusa Cousinsa i pomimo dużych starań innych zawodników, przegrali w Miami 109:116. Absencja lidera Kalifornijczyków, to efekt zawieszenia przez ligę. 25-latek w poprzednim spotkaniu uderzył zawodnika Atlanta Hawks, Ala Horforda. Kings bez Cousinsa przegrali w tym sezonie wszystkie pięć meczów.
Podopieczni George'a Karla trafili ponad połowę rzutów z gry (43/84), ale popełnili także 18 strat. Tylko siedem piłek zgubili gospodarze z Florydy. - Pod względem defensywy, nie był to nasz najlepszy występ, ale prezentowaliśmy się dobrze w ataku. Pracujemy nad pewnymi elementami w ofensywie - przyznał szkoleniowiec Miami Heat, Erik Spoelstra.
Trzykrotni mistrzowie NBA wygrali siódme spotkanie w kampanii 2015/2016, a czwarte spośród pięciu ostatnio rozegranych. Dwyane Wade zdobył 24 punkty, a 23 oczka i 11 zbiórek dodał Chris Bosh. W odniesieniu zwycięstwa znacząco pomógł także rezerwowy rozgrywający, Tyler Johnson.
Mało brakowało, a Rajon Rondo zapisałby na swoim koncie czwarte triple-double w pięciu ostatnich meczach! - Myślę, że jego gra działa na wszystkich pozytywnie i zachęcająco. On wznosi chłopaków na wyższy poziom. Sprawia, że wszystko może się zdarzyć - komplementował postawę Rondo trener Sacramento Kings, George Karl. Absolwent uczelni Kentucky miał 14 punktów, dziewięć zbiórek i rekordowe dla siebie w tym sezonie 18 asyst!
Zmotywowani Cleveland Cavaliers tym razem nie mieli problemów, by pokonać Miwaukee Bucks. Liderzy Konferencji Wschodniej zrewanżowali się Kozłom za porażkę sprzed kilku dni. Do rozstrzygnięcia spotkania w Wisconsin potrzebne były wówczas dwie dogrywki.
Drużyna prowadzona przez Davida Blatta triumfowała na własnym parkiecie 115:100 i obecnie legitymuje się bilansem 9-3.- Właśnie tak trzeba grać. Nie możemy mieć wymówek i na nic narzekać - przyznał LeBron James, który zaaplikował rywalom 27 punkty. Skrzydłowy uzbierał także dziewięć zbiórek i sześć asyst. Bucks na nic zdała się świetna dyspozycja Giannisa Antetokounmpo. Grek uzbierał aż 33 punkty, trafiając 12 na 15 oddanych rzutów z gry i wszystkie osiem prób osobistych.
Hit dnia padł łupem Golden State Warriors! Kalifornijczycy poszli śladem Dallas Mavericks i zostali piątym zespołem w historii NBA, który rozpoczął sezon od bilansu 13-0! Drużyna z Teksasu dokonała tego w rozgrywkach 2002/2003. - Oczywiście nie dostaniemy za to żadnego trofeum, ale to sympatyczna historia i bardzo dobry sposób na rozpoczęcie sezonu. Chcemy się tym cieszyć - mówi Stephen Curry.
Pierwsza połowa czwartkowego meczu nie zwiastowała tego, by Wojownicy mieli przedłużyć pasmo sukcesów. Chris Paul zdobył 18 punktów w osiem minut, Los Angeles Clippers prowadzili 39:19 i wszystko wskazywało wręcz na to, iż ziści się marzenie drużyny z Hollywood. Gospodarze pragnęli przerwać serię obecnych mistrzów NBA i odpłacić się za porażkę, której doznali podczas premierowego bezpośredniego starcia. Podopieczni Doca Riversa wypracowali sobie nawet 23 punkty zaliczki (50:27).
Po przerwie obraz wydarzeń na parkiecie uległ diametralnej zmianie. Drużyna prowadzona obecnie przez Luke'a Waltona zaczęła odrabiać straty. Pozytywny bodziec dał Kalifornijczykom Draymond Green. Trafił dwa rzuty zza łuku z rzędu i przypomniał o sobie także na zakończenie trzeciej kwarty. Clippers nie zdołali przeprowadzić skutecznego zagrania, a niepilnowany 25-latek doprowadził do wyniku 85:91.
Niebezpiecznie dla gospodarzy zrobiło się na początku czwartej odsłony. Harrison Barnes grał fantastycznie i w pojedynkę zniwelował straty Wojowników do zaledwie punktu! Od stanu 96:95, gospodarze z Miasta Aniołów następnie zdobyli jednak dziewięć oczek przy tylko jednym celnie rzucie osobistym oponentów.
Niespełna sześć minut przed końcem Chris Paul trafił zza linii 7 metrów i 24 centymetrów, wprawiając Staples Center w stan euforii. Gwóźdź do trumny mistrzów NBA miał wbić Paul Pierce. Weteran doprowadził wówczas do wyniku 112:102. Mało kto spodziewał się, iż Warriors będą jeszcze w stanie odnieść zwycięstwo.
Kiedy Kalifornijczycy objęli prowadzenie 113:112, blisko 20 tysięczna publiczność (na trybunach zasiadali między innymi raper Jay Z czy bokser Floyd Mayweather Jr) przecierała oczy ze zdziwienia. Dwie brzemienne w skutkach dla gospodarzy próby zza łuku trafił Andre Iguodala. Bohaterem został Stephen Curry. MVP ubiegłego sezonu zasadniczego wyprowadził Wojowników na prowadzenie 116:115, a następnie bezbłędnie spisywał się na linii rzutów osobistych.
Mistrzowie NBA w decydującej partii zaaplikowali rywalom osiem prób za trzy punkty! Wygrali ten fragment 39:26, a całe spotkanie 124:117. Curry miał w sumie 40 punktów i 11 zbiórek. Dla LA Clippers 36 oczek zdobył Chris Paul, a 27 Blake Griffin.
Wyniki:
Miami Heat - Sacramento Kings 116:109 (25:21, 31:25, 26:30, 34:33)
(Wade 24, Bosh 23, Johnson 19 - Belinelli 23, McLemore 17, Casspi 16)
Cleveland Cavaliers - Milwaukee Bucks 115:100 (28:23, 35:25, 23:31, 29:21)
(James 27, Love 22, Smith 18 - Antetokounmpo 33, Monroe 17, Middleton 15)
Los Angeles Clippers - Golden State Warriors 117:124 (41:25, 27:29, 23:31, 26:39)
(Paul 35, Griffin 27, Crawford 15 - Curry 40, Thompson 25, Barnes 21)