Śląsk Wrocław rozczarowuje na całej linii i gra poniżej oczekiwań od początku sezonu. Zespół prowadzony najpierw przez Mihailo Uvalina, a od dwóch tygodni przez Emila Rajkovicia ma obecnie bilans 2-6 i zajmuje 15. miejsce w ligowej hierarchii. W niedzielę wrocławianie ulegli odwiecznemu rywalowi, Anwilowi Włocławek.
- Walczymy, staramy się na tyle, na ile możemy, ale nadal nam czegoś brakuje. Mamy teraz dość trudny czas. Terminarz jest napięty, meczów sporo, a my zmieniliśmy trenera, który stara się odmienić naszą grę. Myślę, że potrzebujemy kilku meczów, żeby obraz naszej gry uległ poprawie - mówi Maurice Sutton, amerykański środkowy Śląska.
Mierzący 211 cm wzrostu Sutton pokazał się z dobrej strony przeciwko włocławianom - w ciągu 11 minut rzucił sześć punktów i wydaje się, że gdyby nie trzy szybko złapane przewinienia grałby dłużej. I choć ogółem 26-letni center nadal nie prezentuje na miarę oczekiwań, w jego postawie widać większą energię i zaangażowanie odkąd trener Rajković objął schedę w drużynie.
- Nowy trener pracuje z nami bardzo intensywnie i można powiedzieć, że uczymy się siebie nawzajem każdego dnia. Owszem, nasza sytuacja nie jest łatwa, a bilans bardzo słaby, ale wierzę, że z każdym kolejnym meczem będzie lepiej - dodaje Sutton.
W zeszłym sezonie wrocławianie zaczęli rozgrywki od serii 7-0, obecnie znajdują się na zupełnie przeciwległym biegunie (2-6). Zdaniem Amerykanina jest jednak dużo czasu, aby tę sytuację poprawić.
- Sezon to maraton, a nie sprint. Każdy zespół rozegra ponad 30 meczów, więc jest jeszcze czas, aby znaleźć formę. W meczu z Anwilem momentami graliśmy płynnie, ale w końcówce zabrakło nam skuteczności. Dodatkowo, popełniliśmy zbyt dużo strat i zwycięstwo wymknęło nam się z rąk. Anwil to bardzo doświadczony zespół i z zimną krwią wykorzystał nasze błędy. Na szczęście nie mamy zbyt dużo czasu na zamartwianie się - niedługo gramy kolejny mecz - podsumowuje Sutton.
We wtorek Śląsk zagra z Interem Bratysława w starciu, które może przybliżyć wrocławian do awansu do kolejnej rundy.