Drugie zwycięstwo z rzędu zanotowali koszykarze PGE Turowa Zgorzelec. Wicemistrzowie Polski pokonali w piątek AZS Koszalin 85:78 i tym samym odbili się nieco od ligowego dna, w którym znaleźli się po sześciu spotkaniach Tauron Basket Ligi.
- Od początku sezonu ciężko pracujemy na treningach, żeby potem nasza forma była wysoka w meczach - mówi Daniel Dillon, jeden z liderów zgorzeleckiego zespołu.
Australijczyk rzucił koszalinianom 19 punktów, wymusił sześć przewinień, miał pięć asyst i pięć zbiórek, będąc jednym z kluczowych koszykarzy PGE Turowa. Choć trzeba zaznaczyć, że aż 17 oczek ze swojego dorobku zapisał na swoim koncie w pierwszej połowie. W drugiej, gdy zgorzelczanom grało się trudniej, dodał tylko dwa punkty z linii osobistych. Po meczu koszykarz nie krył jednak radości ze względu na sukces zespołu.
- Bywało wcześniej w sezonie, że zwycięstwa wypadały nam z rąk w podobnych okolicznościach - tłumaczy Dillon i w tym momencie trzeba wspomnieć porażki z Asseco Gdynia, Anwilem Włocławek czy BM Slam Stalą Ostrów Wielkopolski. - Na szczęście przeciwko AZS-owi to my zachowaliśmy się lepiej w końcówce i byliśmy w stanie wygrać - dodaje zawodnik.
W pierwszej połowie australijski obrońca pełnił rolę swoistej "odpowiedzi" PGE Turowa na fantastyczną formę Ra'Shada Jamesa, który rzucił 24 punkty. I choć ostatecznie Amerykanin zdobył aż 31 oczek, to jednak Dillon był tym, który triumfował.
- To trochę wstyd, że jeden zawodnik mógł zdobyć przeciwko nam tyle punktów, ale też trzeba jasno powiedzieć, że bardzo dobrze ograniczyliśmy resztę koszykarzy AZS-u. Większość z nich zagrała poniżej swojego poziomu i średnich punktowych - kończy Dillon.