Wrocławianie w dobrych nastrojach zakończyli fazę grupową Pucharu Europy FIBA. Pokonanie silnego Royalu Hali Gaziantep z pewnością podbudowało morale nieco rozbitego ostatnio Śląska. Triumf ten był tym bardziej cenny z powodu bardzo wysokiego zwycięstwa Turków w pierwszym pojedynku obu zespołów (74:46).
- To nie był mecz, którego końcowy rezultat miał jakieś istotne znaczenie ponieważ oba zespoły były pewne awansu. Ale my potrzebujemy zwycięstw i musimy budować pewność siebie. Każdy wygrany mecz może odbić się pozytywnie na kolejnych - czy to w drugiej rundzie Pucharu Europy FIBA, czy przede wszystkim w polskiej lidze, gdzie jesteśmy na złej pozycji i bardzo potrzebujemy zwycięstw. Szczególnie cieszy mnie to, że byliśmy w stanie pokonać zespół, który dysponuje wielomilionowym budżetem, co daje ogromną satysfakcję, również mi jako trenerowi - przyznawał szkoleniowiec WKS-u Emil Rajković.
Jego podopieczni pokazali w starciu z Turkami mocny charakter. Pomimo świetnego początku w wykonaniu Śląska i prowadzenia 29:15, kolejne minuty, a w szczególności te na przełomie drugiej i trzeciej kwarty, sprawiły, że sukces w tym spotkaniu zawisnął na włosku. Przyjezdni byli bowiem w stanie nie tylko odrobić straty, ale za sprawą czterech celnych rzutów z dystansu oddanych tuż po przerwie, wyjść także na 9-punktowe prowadzenie. Trójkolorowi w świetnym stylu wrócili jednak do gry. Seria jedenastu punktów z rzędu, udane podkoszowe manewry Jarvis Williams i egzekwowane z zimną krwią rzuty osobiste przez Brandona Heatha sprawiły, że to gospodarze wychodzili z hali Oribta z tarczą.
- Turcy zagrali z dużym zaangażowaniem na miarę swojego potencjału. Szacunek należy się jednak także moim zawodnikom przede wszystkim za walkę i za to, że się nie poddali do samego końca i pokazali maksimum swoich możliwości - komplementował Macedończyk.
Podstawowe pytanie, jakie zadawali sobie po tym meczu zarówno kibice, jak i obserwatorzy było jednak następujące: dlaczego Śląsk wygrywa na arenie międzynarodowej, a przegrywa w Tauron Basket Lidze? Wrocławianie byli już w stanie pokonać nie tylko silny Royal, ale również prowadzony przez doświadczonych braci Rancik, Inter Bratysławę. Jednocześnie na polskich parkietach musieli uznać wyższość przeciętnych - BM Slam Stali Ostrów Wielkopolski i Startu Lublin.
- Są dwa logiczne wytłumaczenia tej sytuacji. Pierwsze to przepisy, czyli konieczność wystawiania bez przerwy dwóch polskich zawodników na parkietach TBL. W FIBA Europe Cup nie obowiązuje ta zasada, jednakże nie nadużywałem często tego w poprzednich meczach. W pojedynku z Royal Hali Gaziantep graliśmy jednak czwórką Amerykanów w dłuższym wymiarze czasowym niż ostatnio - analizował Emil Rajković.
- Będę bardzo szczery i powiem, że drugim z powodów jest odmienny styl sędziowania. W europejskich pucharach sędziowie nie tolerują żadnego kontaktu w obronie. Defensywa musi opierać się wyłącznie na pracy nogami, bez żadnego popychania i chwytania rękami. W polskiej lidze arbitrzy częściej akceptują tego rodzaju nieczyste zagrania. Uważam, że nie jest to korzystne dla zawodników, których mamy w składzie i stylu, który prezentujemy. Oczywiście nie jest to żadnym wytłumaczeniem naszych porażek. Musimy się do tego dostawać i przestawić na reguły panujące w Polsce - tłumaczył trener Śląska Wrocław.