Kuriozalny mecz w Starogardzie Gdańskim bez... tablic świetlnych i zegara " Dalej wszystkim w uszach dzwoni"

Kuriozalny przebieg miał mecz pomiędzy Polpharmą Starogard a Turowem Zgorzelec, gdyż obie ekipy od jego początku musiały radzić sobie bez widocznego zegara mierzącego czas i tablicy wyników. Lepsi w tym spotkaniu okazali się goście, wygrywając 81:74.

To była prawdziwa nowość dla trenerów, zawodników oraz kibiców, coś z czymś na koszykarskich parkietach można spotkać się bardzo rzadko. Podczas sobotniego pojedynku w Starogardzie Gdańskim awarii uległy tablice świetlne, więc obie drużyny opierać musiały się jedynie na spikerze. Ten stoperem mierzył czas, oraz podawał aktualny wynik starcia. Podczas 40 minut gry nie zabrakło kuriozalnych sytuacji i wielu niejasności.

- To był bardzo trudny mecz dla obu drużyn, ale też dla sędziów stolikowych, sędziów boiskowych i kibiców - przyznawał trener Turowa Zgorzelec, Piotr Ignatowicz. - Myślę, że wszystkim w dalszym ciągu w uszach dzwoni te 10,9,8... Przyznam, że drugi raz w karierze zdarza mi się w takich warunkach grać i na pewno nie jest to łatwe - wspominał.

Zdecydowanie lepiej jednak z niecodzienną sytuacją potrafili sobie od początku poradzić gospodarze, którzy bardzo szybko osiągnęli nawet dwucyfrową przewagę. Podopieczni Mindaugasa Budzinauskasa grali dobrze w obronie, lecz oba zespoły miały problemy w ataku. Na pierwszą "trójkę" którejkolwiek z ekip publiczność musiała czekać dopiero do drugiej kwarty.

- Moi zawodnicy od początku nie mogli się w tej sytuacji odnaleźć i gospodarze poradzili sobie z tym lepiej - kontynuował Ignatowicz. - Pierwszą kwartę zaczęliśmy bardzo słabo, było 5 punktów i fatalna skuteczność, więc tak jak powiedziałem warunki trochę nas stremowały, ciężko było nam też wejść w mecz po dłużej podróży i kilka złych decyzji spowodowało, że nałożyliśmy na siebie też presję. Cieszę się jednak, że im dalej w las, ta nasza gra wyglądała co raz lepiej - dodawał.

O triumfie przyjezdnych na Kociewiu zadecydowało drugie 20 minut. W 3. kwarcie otworzył się Cameron Tatum, lecz należy wyróżnić przede wszystkim świetnie grających w końcówce Filipa Dylewicza i Mateusza Kostrzewskiego. Weteran polskich parkietów w ostatnich minutach trafiał z dystansu, a Kostrzewski świetnie pracował w defensywie, co złożyło się na to, iż Turów Zgorzelec wygrał drugą część spotkania w Starogardzie Gdańskim 40:55 i opuszczał ten niełatwy teren z dwoma punktami.

-  Chciałbym pogratulować moim chłopakom, ale przede wszystkim Mateuszowi Kostrzewskiemu - mówił w kierunku podopiecznego szkoleniowiec zgorzelczan.       - Dzisiaj wykonał on świetną robotę w obronie przede wszystkim i mam nadzieję, że to dobry prognostyk na przyszłość, bo cały sezon ostatni miał stracony i gra on jeszcze przez to falami, ale dzisiaj można powiedzieć, że pociągnął nas do zwycięstwa - zakończył.

Źródło artykułu: