[b]
WP SportoweFakty: Do zespołu Energi Czarnych Słupsk dołączyłeś dość niedawno. Jak czujesz się w nowym otoczeniu?[/b]
Grzegorz Surmacz: Szczerze? Odżyłem. Nie ukrywam, że byłem nieco przytłumiony porażkami w Treflu Sopot. Po raz pierwszy w mojej karierze w trakcie sezonu byłem bez pracy. To był trudny moment dla mnie. Cieszę się, że dość szybko udało mi się podpisać nowy kontrakt. Działacze słupskiego klubu przyjęli mnie z otwartymi rękami, co było bardzo budujące.
Pierwsze występy w zespole ze Słupska są budujące?
- To prawda. Muszę podziękować kolegom i trenerowi, bo dość szybko wkomponowali mnie do gry. Wszyscy w Słupsku doskonale zdają sobie sprawę z tego, że mogę grać na wysokim poziomie. Udowadniam, że jestem graczem, który dobrze czuje się w ustawionej koszykówce.
Lepiej czujesz się w takiej ustawionej drużynie?
- Zdecydowanie. Ja nigdy nie byłem zawodnikiem, który mijał rywali i grał jeden na jeden. W ten sposób punktów nie zdobywałem. Zawsze potrzebowałem koszykarza, który będzie kreował mi pozycje do rzutu.
W Słupsku jest sporo kreatorów.
- Zgadza się. Jest Jerel, Folarin, Demonte czy Mantas. Prawda jest taka, że rywale koncentrują się na nich, a ja wówczas jestem wolny i mogę oddawać rzuty z czystych pozycji.
[b]
Sam Jerel w trakcie jednego spotkania jest w stanie wykreować kilka dogodnych pozycji do rzutu.[/b]
- Jerel często mi powtarza, abym szybko biegał do kontrataku i otwierał się po pick&rollach. On zawsze mnie gdzieś znajdzie na boisku. Jestem pod wrażeniem jego przeglądu boiska. Korzystam z tego. To łatwa gra dla mnie - muszę tylko łapać piłkę i rzucać.
W Treflu trzeba było dodać coś jeszcze...
- Dokładnie. Uważam, że obrona rywali nieco bardziej była skupiona na mnie. Miałem kilka słabszych meczów i w tym wszystkim się pogubiłem. Trudno było mi wyjść z tego dołka, w który wpadłem.
Po przegranym meczu z MKS-em Dąbrowa Górnicza mówiłeś, że musicie się zrehabilitować w Gdyni. Tak też się stało.
- Jak się przegrywa u siebie, to później należy odrobić tę porażkę na wyjeździe. Czekało nas trudne zadanie, bo Asseco świetnie spisuje się w meczach domowych. Myślę, że pokonają tutaj niejednego faworyta. Zdawaliśmy sobie sprawę, co nas czeka, dlatego od samego początku byliśmy bardzo mocno skoncentrowani.
Pełna kontrola?
- Myślę, że tak. Trochę nerwów było w czwartej kwarcie, kiedy Anthony Hickey strzelił kilka razy z dystansu i gospodarze zmniejszyli przewagę. Później jednak dogrywaliśmy piłkę pod kosz do Mbodja, który był bardzo skuteczny.
Rozmawiał Karol Wasiek